wtorek, 2 marca 2010

autożenua

Jak powszechnie wiadomo, najpewniejszym sposobem na pozbycie się pokusy jest ulegnięcie jej ;-) więc kiedy u znajomych zobaczyłam kolejne części „Zmierzchu” w audiobookach – natychmiast uległam pokusie pożyczenia ich. A następnie, niczym ćpunka na ostrym głodzie, zapodałam sobie szkodliwą substancję z błogim uśmiechem na ustach ;-)

Wstydziłam się sama przed sobą do tego stopnia, że szukałam usprawiedliwień, żeby móc (sobie!) powiedzieć, że słucham tej żałosnej chały tak przy okazji sprzątania czy prania... Notabene, dzięki temu moje szaleństwo zyskało dobrą stronę: wszystkie rzeczy z metką „prać ręczne” mam w końcu wyprane, a przestrzeń życiową w stanie jakiego-takiego porządku :-)

Przestrzeń wewnętrzną mam natomiast w stanie rozkładu. Na łopatki.

Co to może znaczyć, że z takim zapałem grzebałam się w tym... guanie?
A to jeszcze nie wszystko! Aby obraz mojego upadku był pełen, muszę wyznać, że po wysłuchaniu wszystkich części sagi obejrzałam jeszcze film „Księżyc w nowiu” oraz przeczytałam te części „Zmierzchu oczami Edwarda”, które przeciekły do sieci.
Mega ŻEN!

Nie wiem czy choć odrobinę rehabilituje mnie fakt, że strasznie się śmiałam, słuchając tych głupot, a film uważam za dno totalne. Nie wiem. Wątpię. Podejrzewam nawet, że wprost przeciwnie.
Ale dawno się tak nie uśmiałam, jak wtedy, kiedy słuchałam jak Anna Dereszowska czyta opis tego, jak Bella się topi. Albo jak wtedy, kiedy wyobraziłam sobie, że Bella leży na jakimś stole ze śladami wymiotowania krwią na ciele i dookoła, ze złamanym przez kopniak płodu kręgosłupem, z rozciętym brzuchem, z którego wyjęto dziecko, przy czym jego ojciec musiał przegryźć błonę owodniową, bo była twarda jak skóra wampira (sic!) no i z samym miotającym się dookoła Edwardem, wbijającym w jej serce igłę srebrnej strzykawy i kąsającym ją tu i ówdzie w celu wstrzyknięcia większej ilości wampirzego jadu...
Gore w najczystszej postaci!
Na chwilę zaciekawiło mnie nawet pytanie, dlaczego pobożna ponoć pani Meyer, przejawiająca takie – ewidentne – opory przed pisaniem o seksie [Bella i Edward trwają w dziewictwie do ślubu, a później też nie ma żadnych konkretów dotyczących ich małżeńskiego współżycia, czego, notabene, niezmiernie żałuję, bo podejrzewam, że pękłabym ze śmiechu], z taką lubością babrze się we krwi. I dlaczego główna bohaterka opowieści, wrażliwa ponoć Bella, tak mało przejmuje się faktem, że większość wampirów jednak zabija ludzi?
Szybko dałam sobie z tym myśleniem spokój, bo roztrząsanie tego typu pytań jest doprawdy bez sensu, jeśli się tylko weźmie pod uwagę głębię psychologiczną postaci stworzonych przez panią Meyer. Możecie mi wierzyć, znacznie głębsze są dziury w nawierzchniach naszych dróg krajowych, że o drogach trzeciej kategorii odśnieżania nie wspomnę...

Reasumując: martwię się o siebie, skoro byłam w stanie tego czegoś wysłuchać, obejrzeć film i jeszcze sprawdzić, czy Stephenie Meyer coś więcej na ten temat napisała, a przekonawszy się, że napisała powtórkę pierwszej części – przeczytać, co się dało...

Postanowiłam podwoić spożywane dawki witamin i mikroelementów.

Trzymajcie kciuki za mój powrót do równowagi umysłowej.
A jeśli nigdy takowej nie przejawiałam, to chociaż za powrót do poprzedniego stanu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa