wtorek, 16 marca 2010

muzy mają płeć, a literatura?

Zabrałam się za porządki na kolejnych półkach z książkami, a trzymając w ręku „Wojnę żeńsko-męską i przeciwko światu” Hanny Samson, przypomniałam sobie, że zawiera „kawałek”, który na dłuższą chwilę oderwał mnie od fabuły, ten oto:

Codziennie chodzę do najbliższej księgarni sprawdzić, jak idzie moja książka. Pisałam ją cztery lata. Kiedy inni bawili się, oglądali telewizję, jeździli na wakacje, ja pisałam. Wiedziałam, po co. Ta książka miała odmienić moje życie. Ale nie odmieniła, bo nie idzie. (...) Bez promocji, reklamy, zachwytu lub zgorszenia mediów, specjalnej oferty klubowej, karty stałego klienta, wyprzedaży, przeceny, okazji, kto kupowałby powieść nieznanej autorki? A jak mam być znana, skoro nikt o mnie nie pisze? Kobiety nie piszą, bo niby czemu miałyby pisać o kobiecie? Jeśli już wspomną to raczej wstydliwie, że z niższej półki (...) Mężczyźni w ogóle nie piszą o mojej książce. Nie piszą, bo nie czytają, odrzuca ich na sam widok, to takie kobiece, więc chyba pisane dla kobiet, my, mężczyźni, sami sobie piszemy i sami sobie czytamy, i nie potrzebujemy czytać tego, co piszą kobiety.

Przeczytałam ten fragment ponownie i – jak za pierwszym razem – przypomniało mi się spotkanie z lokalnym twórcą, bodaj uważającym się za poetę, w którym uczestniczyłam jako licealistka. Kiedy nadszedł czas zadawania pytań, ktoś go zapytał o ulubionych autorów, a on zaczął wymieniać nazwiska, których było całkiem sporo, tyle że nagle strasznie uderzyło mnie to, że gość wymienia samych facetów. Kiedy skończył, zapytałam go, czy wśród jego ulubionych autorów naprawdę nie ma żadnej kobiety i facet zamarł na chwilę. Chyba sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Był totalnie zaskoczony, a ja powiedziałam tylko: „Rozumiem.” I…
Wyobraźcie sobie salę gimnastyczną wypełnioną licealistami i belframi [małe było to moje LO, więc się nie rozpędzajcie z tą fantazją]. Widzicie to? No to wyobraźcie sobie, że w tej ciszy, która zapadła po moim pytaniu, w obliczu tego zastygłego w namyśle twórcy na froncie, ja sobie wstaję, odwracam się i wychodzę.
Wszystkich tak zamurowało, że nikt, nawet nauczyciele, mnie nie zatrzymywał.

Do tej pory, kiedy tylko o tym pomyślę, zastanawiam się czy na kolejnych spotkaniach ów poeta w odpowiedzi na podobne pytania wymieniał jakieś kobiety, czy nie. ;-)

Czy zatem każdy musi mieć wśród ulubionych autorów kobiety?
Ależ skąd!

Czy ja muszę utrzymywać jakieś kontakty z osobnikami czytającymi wyłącznie twórczość mężczyzn?
- To chyba może pozostać pytaniem retorycznym.

A co ma zrobić ktoś, komu naprawdę nie podoba się nic, co napisały kobiety?
Moim zdaniem, może się utopić.

3 komentarze:

  1. A ja naprawdę jestem przeciw dzieleniu sztuki czy literatury na kobiecą, męską, homoseksualną, czarną, czerwoną i inną. Jeżeli zaś chodzi o poprzedni wpis w pełni się zgadzam. Nie jesteśmy panami własnego czasu i ie ma co rozkminiać ile go zostało.Zua.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie dzielę literatury i sztuki na kobiecą, męską itp. Ale twórcy mają płeć i choć IMO nie ona decyduje o jakości ich dzieł, to nie chcę znać nikogo, kto wymieni kilkunastu ulubionych twórców, a nie wymieni wśród nich żadnej kobiety.
    Pamiętam, że Ty żyjesz w świecie, w którym nie umniejsza się kobiet, ale - uwierz mi na słowo - ja żyję w takim, w którym jest mnóstwo facetów (a zdarzają się i facetki), którzy nie czytają książek napisanych przez kobiety; właśnie dlatego historia literatury zna tyle pisarek tworzących pod męskimi pseudonimami.

    Jeśli nikogo takiego nie znasz i o nikim takim nie słyszałaś to... zazdroszczę :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jesteś trochę za ostra.
    To, że ktoś wsród swoich ulubionych książek nie ma żadnej napisanej przez kobietę nie oznacza przecież wcale, że takich w ogóle nie czytał. Może rzeczywiście to, co do tej pory przeczytał z literatury "kobiecej" nie przypadło mu specjalnie do gustu. Oczywiście z założenia nie mógł przeczytać wszystkiego, co napisały kobiety, więc jak najbardziej istnieje jeszcze szansa, że trafi na coś, co mu się spodoba. :)
    Poza tym, jeśli ktoś ma konkretne zainteresowania i czyta głównie książki specjalistyczne, np. militarystyczne, wojenne itp., gdzie o autorki kobiety dość trudno, raczej nie można mu się dziwić, że nie wymieni wśród swoich ulubionych żadnej pisarki.
    To wygląda tak, jakbyś skreślała kogoś tylko dlatego, że nie czyta tego, co Ty albo ma zupełnie odmienny gust.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa