wtorek, 30 października 2007

sensowna odpowiedź


Człowiek może w miarę dobrze funkcjonować tylko wtedy, kiedy odpowie sobie na fundamentalne pytania, dotyczące sensu swojej egzystencji. Wydaje mi się, że wszystkie religie powstały w odpowiedzi na to zapotrzebowanie – popyt zrodził podaż.
W większości przypadków tzw. „wierzący” nie muszą szukać własnych odpowiedzi, bo dostają Jedną-Jedynie-Słuszną-Odpowiedź w pakiecie instalacyjnym z jakąś wersją BOGA. Ale problem z Jedynie-Słusznymi-Odpowiedziami jest taki sam, jak z ubraniami w tzw. rozmiarze uniwersalnym – nie wszystkim pasują.
A nawet jeśli coś pasuje większości, to jeszcze wcale nie znaczy, że jest DOBRE.
Dla jednostki najważniejsze jest udzielenie odpowiedzi samej/samemu sobie i nadanie sensu własnemu życiu. Choć wydaje się, że niektórzy żyją nigdy nie zadając sobie podobnych pytań, to podejrzewam, że i dla nich kiedyś przyjdzie chwila, w której zatrzymają się i spytają: dokąd biegnę? po co to wszystko? Im więcej czasu zmarnują na życie „bez sensu”, tym trudniej będzie im ten sens odnaleźć.
Jesteśmy różni, więc chyba nie można udzielić odpowiedzi, która wszystkim wyda się sensowna.
A zresztą, gdyby to było możliwe, to świat byłby znacznie nudniejszym miejscem, niż jest ;-)
Niektórym jest potrzebna wiara w Stwórcę, a innym – ateizm.
Ważne jest to, żeby niczyich przekonać nie ośmieszać i nikomu swoich przekonań przemocą nie narzucać.
Jeśli ktoś wierzy w Zeusa i bogów Olimpu i jest ze swoją wiarą szczęśliwy, to chyba w niczym nam to nie przeszkadza?
Bojownicy o tzw. PRAWDĘ to najbardziej przerażający ludzie na Ziemi [wystarczy przeczytać „Dziką kaczkę” Ibsena].

niedziela, 28 października 2007

desperacja

Moja kumpela namiętnie czytuje powieści Kinga, Cobena, Cooka i innych thrillerotwórców. Czasem, kiedy jestem w odpowiednim nastroju i nie żal mi zmarnować kilku godzin życia, coś od niej pożyczam. Ostatnio pożyczyłam „Desperację” Kinga. Najbardziej zachęciła mnie informacja, że ta opowieść jest INNA i tak okropna, że kumpela nie była w stanie doczytać jej do końca.

Wydaje mi się, że we wczesnej młodości [czytaj: dzieciństwie] przeczytałam i obejrzałam tyle horrorów, thrillerów i wszelkiej maści dreszczowców, że nic nie jest w stanie mnie przerazić - co najwyżej może mnie zbrzydzić. Chociaż, po książkach Smitha, o to też niełatwo.

Szczerze mówiąc, kiedy czytam tego typu opowieści, to zastanawiam się nad psychiką ich autorów. Dopuszczam możliwość, że są normalni, ale mam co do tego niejakie wątpliwości ;-)

Zastanawiam się również nad stanem ducha i umysłu osób, które to czytają – w tym nad stanem MOJEGO ducha i umysłu.

Po jaką cholerę czytam o policjancie psychopacie, który krwawi z wszystkich otworów ciała, a przed chwilą wyjął sobie z ust język i wyrzucił?

No nie wiem.

W każdym razie znalazłam w tej książce jedno zdanie, nad którym się zadumałam:

(...) kiedy człowiek jest spragniony, całe jego ciało krzyczy o wodę, w końcu gotów jest położyć się w błocie i pić z kałuży, jeśli nic lepszego nie ma akurat pod ręką.

Mniejsza o powieściowy kontekst.

Zadumałam się nad odniesieniem tej metafory do real life. Wydaje mi się, że tak, właśnie TAK, postępujemy w naprawdę wielu sytuacjach. Nie chce nam się szukać tego, co zaspokoi nasze potrzeby i nie będzie wymagało rezygnacji z czegoś ważnego -> pocieszamy się, że coś takiego nie istnieje, że musimy wybierać mniejsze zło, iść na kompromisy

itede itepe

A co, jeśli wystarczy zrobić jeszcze jeden krok, wejść na jeszcze jedną górkę, pokonać jeszcze jeden las, żeby znaleźć CZYSTE ŹRÓDŁO?

Zabieram to pytanie ze sobą i wracam do swojej kałuży z „Desperacją”...

sobota, 27 października 2007

co ja tutaj robię?

Zamierzam tutaj kontynuować ten blog [lub - jeśli ktoś woli - tego bloga].

Zmieniłam tytuł dlatego, że ponieważ, bo ;-)
A gdyby ktoś miał z powodu nowego tytułu jakieś wątpliwości lingwistyczne [lub semantyczne], to wyjaśniam, że użyłam 'in', a nie np. 'by' ponieważ wszystko, co piszę, powstaje najpierw w moim wnętrzu - to, co widać na zewnątrz, jest tylko hologramem tego wewnętrznego Bytu ;-)

Pozdrawiam wszystkich Czytelników, których moje fanaberie adresowe nie zniechęciły i zamierzają dalej czytać to, co napiszę czyli... słowa, słowa, słowa :-)