wtorek, 17 czerwca 2008

od Freuda do łysiny


Freud z tą zazdrością o penisa z deka przegiął. Powiedziałabym nawet, że wyjechał poza bandę i wyleciał w kosmos. No, ale dziś zazdrościłam facetom.
Zazdrościłam jak cholera.
Ale nie penisa.
Szlajałam się po sklepach (drugi dzień!), szukając kreacji, w której mogłabym dostąpić zaszczytu odebrania z rąk Szefa Wszystkich Szefów nagrody dla najlepszego niewolnika i wyobraziłam sobie faceta w podobnej sytuacji.
Co by zrobił?
Otworzyłby szafę, wyjąłby garnitur, w którym wszyscy widzieli go pierdylion i pół raza i byłby gotowy do uroczystości.
A ja?!? Dlaczego ja tak nie mogę?

Natchnienie spłynęło na mnie w domu, przed lustrem, gdzie stałam dłuższą chwilę, kontemplując swoją urodę. A kontemplowałam niekoniecznie dlatego, że lubię, ale dlatego że jutro idę do fryzjera i usiłowałam wymyślić sobie fryz.
Obok mnie przeszła mama, więc poszukałam u niej pomocy:
aalaaskaa: Zupełnie nie wiem jak się jutro obciąć...?
maamaa: Ja w ogóle nie wiem, co ty chcesz obcinać. No chyba, że na łyso...?

I to jest, proszę państwa, MYŚL!
Jeśli udam się po nagrodę łysa, to żadna pracowa plotkara nie powie później nic o moim stroju, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa