sobota, 21 czerwca 2008

miszmasz historyczny


Konfidenci chodzą po ulicach
Bez wyrzutów, bo zaleczył wszystko czas

- śpiewają w piosence „Tajni agenci” chłopaki z Big Cyca.
Ale czy rzeczywiście czas wszystko zaleczył?
Zamieszanie wokół książki o Lechu Wałęsie dowodzi raczej, że te rany są wciąż otwarte.
A czy nasz były prezydent był tewu Bolkiem?
Nie wiem.
Ale jakoś mnie ta sprawa mało ekscytuje. Przypuszczam, że to dlatego, że nigdy jakoś specjalnie Wałęsy nie lubiłam. Oczywiście, podziwiam fakt, że mimo podeszłego wieku ciągle się uczy i rozwija, ale nawet to nie uczyniło go w moich oczach autorytetem w żadnej sprawie.
Znacznie bardziej się przejęłam wtedy, kiedy Tomasz Dedek przyznał, że był tajnym współpracownikiem SB i brał za to pieniądze.
Lubiłam faceta, więc to mnie naprawdę poruszyło.
Wiem, że nie mam prawa nikogo osądzać - tym bardziej, że nie wiem jak wtedy się żyło - ale jakoś nie mogę na niego patrzeć. Nawet „Rodziny zastępczej” już nie oglądam.
Oczywiście, czytałam wypowiedzi Dedka, w których przyznaje, że to co zrobił, było złe. Ale wtedy w mojej głowie wyświetla się pytanie: co by było, gdyby ten system nie upadł? Czy Papkin nadal by donosił?

Kto był ścierwem, zawsze będzie świnią
Kto się skurwił, zawsze będzie gnidą

(„Tajni agenci” Big Cyc)

Trochę się zastanawiam, jaki wpływ na mój obiór podobnych spraw ma fakt, że mam nieprzyjemne doświadczenie z dzieciństwa, które (doświadczenie, nie dzieciństwo) można by zatytułować „zdradzona przez przyjaciół”, choć miało wymiar naprawdę dziecinny.
Kiedy chodziłam do podstawówki przyjaźniłam się m.in. z dwoma chłopakami z sąsiedztwa i choć byliśmy tylko dziećmi, to wydawało się (nie tylko mnie, ale wszystkim, którzy nas znali), że to była PRAWDZIWA PRZYJAŹŃ. Niestety, to wrażenie prysło kiedy pomogli komuś, kogo bardzo nie lubiłam, zrobić mi dość chamski numer.
Wszystko było dziecinne i właściwie mogłabym się dzisiaj z tego śmiać, gdyby nie to, że naprawdę wierzyłam w naszą przyjaźń.
A przyjaciele takich rzeczy nie robią. Kropka.
Chłopcy mnie przeprosili, ale co z tego? Nie miałam i nadal nie mam ochoty na podtrzymywanie znajomości z nimi. Nawet takiej konwencjonalnej.
Wszystko albo nic - to raczej niezdrowe podejście, ale takie akurat mam.

Jeden z tych chłopaków pomagał kiedyś (już jako dorosły) mojemu bratu w jakiejś pracy u moich dziadków. Potem trochę przesadzili z alkoholem i mój eks-przyjaciel płakał mojej babci w mankiet, że mnie kocha i nie może przeżyć, że mam go w nosie.
Kiedy babcia mi o tym opowiadała byłam zaskoczona tylko tym, że absolutnie nic mnie to nie obchodzi. Uczucia tego faceta były mi totalnie obojętne. Mógłby się powiesić z kartką, że mnie kocha na szyi, a ja tylko wzruszyłabym ramionami.
Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że nawet taka drobna i dziecinna zdrada zabija jakiś kawałek serca zdradzonego.

I dlatego kiedy Big Cyc śpiewa:
Kiedyś się przypadkiem dowiesz,
Że twój kumpel zdradził cię,
Że przez lata piłeś z kimś
Kto majorem był w SB

domyślam się, co autorzy tych słów czuli, pisząc te słowa.

Na koniec jeszcze jedna kwestia związana z poczuciem winy za złe uczynki.
Rozmawiałam z mamą na temat Dedka i Wałęsy i zaczęłyśmy rozważać co by było, gdyby się okazało, że Wałęsa faktycznie był Bolkiem. Mama wtedy powiedziała, że Dedek przynajmniej przeprosił i wyraził skruchę, a Wałęsa (gdyby był Bolkiem) wypadłby znacznie gorzej, bo ciągle się wypiera.
A ja się wtedy zaczęłam zastanawiać o co nam chodzi, kiedy chcemy, żeby ludzie się zmienili i przeprosili za swoje błędy. Czy chcemy, żeby naprawdę żałowali i wstydzili się swoich błędów, czy wolimy, żeby swoją skruchę zwerbalizowali.
Bo jeśli chcemy, żeby naprawdę się wstydzili, to powinniśmy „docenić” również tych, którzy wstydzą się tak bardzo, że idą w zaparte i wszystkiemu zaprzeczają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa