wtorek, 15 kwietnia 2008

(nie) być sobą


W jednym ze swoich wierszy Jacek Bierezin napisał:

Jedni mówią, że jestem erotomanem.
Drudzy mówią, że naśladuję Hemingway'a.
Trzeci mówią, że to nowy Hłasko.
W salonach mówią, że za dużo piję.
Inni mówią, że jestem byłym bokserem.
Chciałbym raz wreszcie
i po poetycku
oświadczyć:
Odpieprzcie się,
jestem sobą.



Zawsze powtarzałam, że najważniejszą rzeczą, jaką powinien zrobić człowiek, jest poznanie samego siebie. Ostatnio również Świat intensywnie do tego zachęca - zapanowała moda na mówienie o poznawaniu siebie, o samowiedzy, o tożsamości. W co drugiej gazecie można znaleźć na ten temat jakąś wzmiankę.
A ja rzygam kiedy płynę głównym nurtem.
Od zjawisk mainstreamowych dostaję wysypki.
W ramach terapii zaczęłam się zastanawiać, co to znaczy nie być sobą.
Kiedy ludzie mówią: „nie byłem sobą”? Kiedy coś spieprzą i muszą za to przeprosić. Nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś zrobił coś dobrego i tłumaczył się w ten sposób. Nikt tak wówczas nie mówi. Nawet jeśli chodzi o jedyny dobry uczynek w całym długoletnim życiu.
Dochodzę do wniosku, że nie mamy (my, ludzie) szans/możliwości na to, żeby sobą nie być. Jakbyśmy się nie kręcili, dupa zawsze będzie z tyłu.
Ale czy to znaczy, że bycie sobą oznacza bycie jakimś konkretnie i sztywno zdefiniowanym bytem? NIE. I nikt się z niczego nie może w ten sposób tłumaczyć.
Żadne: „bo taka/taki już jestem” niczego nie usprawiedliwia.
Jeżeli masz zastrzeżenia do tego, kim jesteś, to się zmień. A jeśli nie chcesz się zmieniać, to ponoś - bez marudzenia - konsekwencje swoich wyborów.
Jeśli się nie myjesz, to zapierdalaj na pieszo, zamiast śmierdzieć w tramwaju.
Jak jesteś cholernym donosicielem, to się nie dziw, że nikt z tobą nie rozmawia.
Jeżeli na żaden temat nie masz swojego zdania, to nie otwieraj pyska.
Albo się zmień.
Weź co chcesz, powiedział Pan Bóg, i zapłać za to.
Proste.

Powoli dochodzę do wniosku, że ważniejsza od wiedzy „kim jestem” jest wiedza „kim chcę być”.

Zabłądziłam dziś w obcym mieście. Za cholerę nie potrafiłabym ani powiedzieć, ani nawet pokazać na mapie/planie gdzie byłam. Ale wróciłam do domu. Dotarłam do celu i nie uważam, żeby to, gdzie byłam, miało jakieś znaczenie.
Inna sprawa, że nie spowodowałam tam żadnego wypadku i nikogo w żaden sposób nie skrzywdziłam. Gdyby jednak tak się stało, musiałabym ponieść wszelkie wynikające z mojego zbłądzenia konsekwencje, a miejsce, w którym byłam na zawsze zapisałoby się w historii mojego życia.

Kim jesteśmy, każdy widzi.
Nasze czyny świadczą o nas jak owoce o drzewach. Nie urosną gruszki na wierzbach, a truskawki na osikach dopóki nie dokonamy jakiejś modyfikacji wierzb i osik. Analogicznie, nie staniemy się lepsi od samego stwierdzenia kim jesteśmy. Prawda o nas może nas wyzwolić tylko wtedy, jeśli jesteśmy gotowi do wysiłku i wprowadzenia zmian.

Ja osobiście chciałabym stać się osobą, która chodzi spać przed północą, ale samo stwierdzenie faktu, że taką osobą nie jestem, sprawy nie rozwiązuje...


ps
Przepraszam za wulgaryzmy. Spotkało mnie dziś tyle przykrości i miałam nieszczęście spotkać tylu wqrwiających ludzi, że musiałam jakoś odreagować.
Po prostu... NIE BYŁAM DZIŚ SOBĄ ;-)

5 komentarzy:

  1. Myślę, że jednak mogą się zdarzyć takie sytuacje, kiedy ktoś nie będzie sobą, chociaż należą one do sytuacji wyjątkowych. Będzie to miało miejsce, gdy ktoś kogoś szantażuje. Osoba, której obce są pewne zachowania, która w normalnych warunkach nie posunie się do niektórych czynów może czasem zrobić coś wbrew swojemu chatakterowi, zasadom i przekonaniom. Coś wcale nie ze swojej woli. Jest tak wiele sposobów, żeby złamać człowieka i zmusić go do czegoś, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi wysoka stawka.

    OdpowiedzUsuń
  2. groover: to Twoje zamiłowanie do ekstremalnych sytuacji... Ech!
    Jednak, być może jak zwykle ;-), uprę się przy swojej tezie i powiem, że nawet szantażowana osoba swoim zachowaniem pokazuje kim jest - albo osobą, która ulega szantażowi, albo taką, która nie ulega (niezależnie od stawki). Nie podejmuję się oceny, która postawa jest "lepsza".

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja, też pewno jak zwykle, nie do końca się z Tobą zgodzę :)
    Masz rację w tym, że świadczy o człowieku to, czy ulega szantażom czy nie. Ale wprowadziłabym tu jednak pewną gradację.
    Niewielkie szantaże, zastraszanie, wymuszanie - jeśli ktoś poddaje się temu bez walki, biernie daje się wykorzystywać do robienia rzeczy w codziennym życiu mu obcych, daje to obraz tego, jaki człowiek jest. Wyobrażam sobie jednak osobę o niezłomnych zasadach, na której żadne groźby nie robią wrażenia i która woli nawet coś stracić, narazić się na nieprzyjemności niż zachować się wbrew swoim życiowym regułom (czy w ogóle są jeszcze tacy ludzie, czy to ja aż tak bardzo fantazjuję?). Takiego człowieka zmusi się do czegoś tylko stwarzając bardzo duże zagrożenia, np. życia i to nie jego własnego lecz najbliższych osób. Można powiedzieć, że działając w tej konkretnej chwili nie był sobą. Być może będzie po tym sobą gardził ale wtedy nie miał innego wyjścia.
    Wydaje mi się, że rozumiem, o co Ci chodzi. To, czy ktoś jest podatny na szantażowanie czy nie, stanowi jedną z jego cech charakteru, składa się na jego osobowość. Jakkolwiek by nie postępował, zawsze jest w tym momencie sobą, nikim innym.
    Jednak co innego, gdy ktoś zdaje sobie z tego sprawę, wie do jakich granic jest w stanie się posunąć, co może go złamać, jest świadomy istnienia okoliczności, które mogą go przerosnąć i zmusić do pewnych zachowań - to tworzy pełny obraz jego samego. Co innego natomiast, gdy ktoś jest pewny, że nic go nie przekona i nie zmusi do określonego postępowania, bo nie mieści się to w jego normach, całe życie świadczy o tym swoim zachowaniem i nagle zdarza się sytuacja, kiedy - pod wpływem silnego bodźca - zachowuje się inaczej.
    Tak mi się wydaje... Właśnie w tej samoświadomości mój umysł dostrzega małą różnicę, której nie potrafią odpowiednio opisać słowa.

    Tak pogmatwałam, że sama zaczynam się gubić :)
    Wobec tego już więcej nie komplikuję.

    Ale ponieważ lubię sytuacje ekstremalne... :)
    Co w przypadku osoby z rozdwojeniem jaźni? Czy może powiedzieć - to nie byłam ja, to ta druga? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mylisz pojęcia. To co człowiek wie o sobie i to kim jest naprawdę to czasem zupełnie inne zjawiska. Ale to, że ktoś nie zna siebie samego też jest charakterystyczną cechą jego osobowości, coś o nim mówi. Ktoś kto - niezależnie od przyczyn - zachowuje się inaczej niż sądził, że się zachowa, nie przestaje być sobą (czyli osobą, która siebie nie zna).

    A ja szukania wszędzie sytuacji wydumanie ekstremalnych nie lubię i uważam, że szkoda na to życia. Pozwól jednak, że zapytam: komu ta osoba z rozdwojoną jaźnią będzie się tłumaczyć? Sobie? Jeśli tak, to nic mnie to nie obchodzi - podobnie jak nie obchodzą mnie wymówki wymyślane przez miliardy innych ludzi na świecie, usiłujących usprawiedliwić swoje wpadki. Odpowiedzialność jest niezależna od wymówek.
    Jeśli jednak dalej zechcesz brnąć w ekstrema i wymyślisz np. że ta osoba stoi przed sądem i tłumaczy się z zabójstwa, to mogę powiedzieć tylko tyle, że specjaliści ocenią czy wyląduje w więzieniu czy w szpitalu psychiatrycznym, ale i tak do końca życia pozostanie sobą - osobą, której historia życia zawiera takie właśnie zdarzenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sile Twoich argumentów nie sposób się oprzeć :))
    Wiem, że nie lubisz sytuacji ekstremalnych ale nie mogłam się powstrzymać ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa