wtorek, 24 sierpnia 2010

sobotni baby blues



W sobotę turlałam się do szklarni z bolącą już nieco mniej nerką, a po głowie latał mi fragment „Zaproszenia” Oriah.
Z drobną zmianą:
Chcę wiedzieć, czy potrafisz wstać
po nocy pełnej grozy i rozpaczy,
słaba i poraniona aż do kości
i zrobić to, co należy zrobić,
by nakarmić…
KOCIĘTA
;-)

A potem:
karmiłam kotki
masowałam kotki
zachęcałam kotki do siusiania
tuliłam kotki do snu…

DWA/DWIE kotki.

Swoją drogą, strasznie jestem ciekawa, co Lilith robiła w tym czasie z pozostałymi?
Zaniosła je do jakiegoś innego kociego żłobka, a sama poszła zasuwać na kasie w Biedronce?
…Czy co?!?

Mała Mi już wcześniej zdobyła moje serce, więc sądziłam, że jej większa siostra nie ma na to żadnych szans, a tymczasem ta spryciula zaczęła… mruczeć podczas masowania brzuszka po karmieniu.
I wymiękłam.
I już wiem. Mruczenie to taka specjalna technika, opracowana i wciąż udoskonalana w tajnych kocich instytutach naukowych, dzięki której koty panują nad ludźmi. A już nade mną w szczególności.


Jakie ja miałam przemyślenia, latając ZNOWU w tę i we w tę!
Ile wątpliwości!
Ile pytań!

A kulminacja nastąpiła, kiedy mój fotoaparat zaczął świrować i znowu rejestrował „ściekającą” rzeczywistość…
Kontemplując to zdjęcie (i inne, jeszcze bardziej ociekające):


pomyślało mi się [tak, kto używa imiesłowów, ten od nich ginie - u stóp innych czasowników] znienacka:
A co, jeśli mój aparat wcale nie jest zepsuty, tylko wprost przeciwnie: działa ZA DOBRZE?

CO, JEŚLI TO MATRIX SIĘ ROZPADA?

;-D


PS
Od niedzieli poziom kotów w szklarni wynosi: 0 (słownie: ZERO).
Mam nadzieję, że są bezpieczne w… Zionie ;-)


PS 2
Czy Lilith specjalnie podrzuca mi swoje dzieci akurat w weekendy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa