piątek, 20 sierpnia 2010

powrót Kocilli

W moim organizmie jak w Polsce – trwają zamieszki wokół krzyża.
Chyba idzie jesień, bo tabletki dostałam w tonacji żółto-pomarańczowo-rudej…
Najlepiej mi w pozycji leżącej i na poduszce elektrycznej, więc razdwatrzy wróciłam do domu.
Oczywiście, w pierwszej kolejności zajrzałam do szklarni, a tam…
TRZY KOCIAKI.

Lilith jest szalona, ale nie sposób jej odmówić sprytu, bo wśród tych trzech jest ten najmniejszy, którego karmiłam z zakraplacza :-)
Nadal jest o połowę mniejszy/mniejsza od rodzeństwa, ale już otwiera oczka.
Włala:


To chyba będzie kot-miniaturka.

Jeszcze nie wiem czy tę cholerę, Lilith, zamknę w niewoli [ewidentnie nie umiem odebrać wolności nawet dzikiemu kotu, chyba jestem jakaś popieprzona], ale podejrzewam, że będzie to niepotrzebne, bo niedługo już swoich dzieci po prostu nie uniesie.

Tak więc propozycje imion dla 4 kociaków czarnych i 1 szarego mile widziane.

MYŚLCIE.
A ja idę czytać o szczepieniach i odrobaczaniu…



DOPISEK:
Pozaglądałam trzem kociakom pozostawionym dzisiaj pod moją opieką tam gdzie trzeba i podejrzewam, że szary jest kotem, a dwie czarnulki - kocicami.
Szary jest największy i zawsze taki był, więc będzie miał na imię Max, choć pasowałoby do niego również imię Budda, bo zachowuje spokój w każdej sytuacji i..."na maxa" ;-)
Najmniejszego malucha od początku nazywałam Małą Mi, więc ostatecznie będzie nosić imię Mimi.
Trzecia z moich dzisiejszych podopiecznych jest straszną gadułą, więc gdyby była kotem, to otrzymałaby imię Miaurycy, ale do kotki to nijak nie pasuje...

Czekam zatem na podpowiedzi.
Preferowane będą imiona zaczynające się literą M.


DOPISEK 2 [sobota]:
Wielki comeback kociej rodziny nie nastąpił.
Lilith, zamiast przynieść pozostałe dzieci, zabrała w nocy Maxa, a Mimi i jej bezimienną [Miauczusia i Miaukusia jakoś mi nie brzmią, chociaż pasują...] siostrę zostawiła.
I nawet nigdzie pazurem nie maznęła, że wróci... :-(((

O! Teraz to bym ją zamknęła bez wahania!
Mądra aalaaskaa po fakcie...

4 komentarze:

  1. Widocznie przemyślała i stwierdziła, że u Ciebie jednak jej najlepiej :-)
    Jeśli rzeczywiście pierwszy raz ma kociaki, może być trochę skołowana i niezdecydowana. Może być i tak, że doszła do wniosku, iż nie da rady wykarmić i wychować wszystkich kociaków i postanowiła podzielić się opieką z Tobą. Mam jednak nadzieję, że kocia mama i wszystkie maleństwa bedą się razem dobrze i zdrowo wychowywały.

    Na bóle krzyża najlepszy jest ciepły, mruczący okład, więc szybko udomawiaj któregoś kociaka, a najlepiej samą kotkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. groover:
    Obyś nie wymówiła/napisała w złą godziną tego textu o dzieleniu się obowiązkami, bo robi się późno, a kociaki nadal 3 i nadal same...

    Co prawda nie boli mnie krzyż, a nerki [dlatego napisałam o zamieszkach 'wokół krzyża'], ale sposób leczenia na pewno mógłby być ten sam :-)
    Z kolejnymi bólami postaram się zatem poczekać aż mi "ziółka" w szklarni podrosną ;-) Aczkolwiek wolałabym je "zażywać" w innych celach - bardziej rozrywkowych niż praktycznych...

    Aha!
    W poprzednim komentarzu pytałaś o muffinki, więc wyjaśniam, że były i wszystkim poczęstowanym bardzo smakowały.
    Korzystałam z tego przepisu i szczerze go polecam.
    Najlepsze jest to, że robi się je łatwo, a efekt końcowy robi wrażenie, że się człowiek napracował ;-)

    PS
    Jak się ma Twój kotek?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój kotek ma się dobrze. Nawet nazbyt dobrze - gdyby nie czarne umaszczenie właściwie niczym by się nie różnił od Garfielda :-) No ale nic dziwnego, skoro zrobił się z niego straszny leń przesypiający 23 godziny na dobę. Po ubiegłorocznych przeżyciach z dystansem podchodzi do zewnętrznych parapetów i ani mu w głowie chodzenie po poręczy balkonu. Nawet skrzynki z kwiatami go już nie ruszają.
    Kotka natomiast, jak to dama, bardziej dba o figurę i zachowanie dobrej kondycji. Często dostaje kociej głupawki a że współlokator nie reaguje na zaczepki i zaproszenie do zabawy, sama biega z podniesionym ogonem po całym mieszkaniu jak szalona.
    Czasami jest z nimi niezły ubaw :-)

    Aha, jeśli chodzi o imię, to jedyne co mi przychodzi do głowy to Miaugosia :-)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jak Ci zazdroszczę tej cechy charakteru, która sprawia, że nie przeraża Cię ponoszenie odpowiedzialności za innych ludzi i koty...

    Dzisiaj czuję się wyjątkowo wybrakowana! :-(


    Miaugosia brzmi nieźle, ale w użyciu byłaby raczej Mrusia (w obliczu mruczenia wybaczyłam jej wszystkie wcześniejsze i późniejsze miauki, nawet te przenikliwo-przeraźliwe).
    Oczywiście, byłaby Mrusią gdyby matka zostawiła ją pod moją opieką, co się nie stało...

    Pozdrawiam Ciebie i Twoje Koty :-*

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa