czwartek, 12 sierpnia 2010

od kart do kociej synchroniczności przejście raczej niespodziewane ;-)

Moje zainteresowanie słowiańszczyzną sięgnęło tak daleko, że kupiłam sobie „Wyrocznię Słowiańską”, opracowaną przez Lecha Emfazego Stefańskiego i uczę się posługiwania kolejną, po Tarocie, „talią” kart.
Co ciekawe, zaprzyjaźniłam się z tymi kartami z zadziwiającą wprost łatwością, której nie da się uzasadnić tylko tym, że jest ich mniej niż kart Tarota, a co jeszcze ciekawsze – kiedy szukałam opisu jednej z nich w instrukcji, próbując zrozumieć odpowiedź Wyroczni na zadane pytanie – dotarło do mnie, że rozumiem tę odpowiedź bez sprawdzania opisu karty. Zupełnie tak, jakby mi się odezwały w głowie archetypy z mojej słowiańskiej nieświadomości ;-)
I jak tu nie wierzyć Jungowi, że coś takiego istnieje?

A skoro już jestem przy Jungu, to dodam, iż pan Stefański wspomina w swojej książeczce o badaniach Junga i Pauliego nad synchronicznością, które streścił następująco:
„(…) ich teoria głosi, że wydarzeniom pewnego typu z reguły towarzyszą wydarzenia innego typu, całkowicie od tamtych niezależne.”
[zainteresowanych odsyłam np. do textów: 1, 2, 3]

A teraz czajcie akcję, jak mówi nieco młodsze pokolenie ;-)

Postanowiłam adoptować kota. Wirtualnie, bo do długich związków wciąż nie dorosłam i na wieloletnie zobowiązania POZAfinansowe nadal nie jestem gotowa, co sprawia, że odpadam już przy pierwszym punkcie TEJ WYLICZANKI.
Tak więc stanęło na adopcji finansowej, co – jak się okazuje – stanowi miesięcznie wydatek MNIEJSZY niż np. kupno jednej butelki Martini… I pozostawmy to bez komentarza.

Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w Misiu [gdybym była lepsza, to już wkrótce by ze mną mieszkał!]



Misio ma już opiekunkę wirtualną, więc postanowiłam poszukać bardziej samotnego zwierzątka.

Notabene, przy okazji tych poszukiwań, choć wcale nie poświęciłam im wiele czasu, o moich planach dowiedzieli się INNI [skojarzenia z UFO uzasadnione!] i nie obyło się bez dyskusji o potrzebujących powodzianach i głodujących dzieciach z Afryki.
Jak powszechnie wiadomo, kocham ludzi podejmujących takie dyskusje, kiedy chodzi o cudze, a nie ich pieniądze…
Wróćmy zatem do tematu.
Kandydaci do adopcji zostali wybrani i sprawa miała zostać sfinalizowana wieczorem.

A tymczasem…
…pierwszą rzeczą jaką usłyszałam po powrocie do domu było to, że w naszej miniszklarni zamieszkała kotka z pięciorgiem kociaków.
Kociaki są małe i jeszcze ślepe, ale ewidentnie urodziły się gdzieś indziej i zostały przez kocicę przyniesione do nas. A uwierzcie, nie było to łatwe, bo kotka wniosła je do pojemnika z ziemią znajdującego się na wysokości ok. 80 cm i nie zaopatrzonego w żadne schodki, drabinki itepe. Mój ojciec, konstruktor i „budowniczy” tej szklarni, stwierdził mianowicie, że on się nie będzie schylał podczas prac szklarniowych i dlatego poziom szklarniowego gruntu jest na takiej wysokości. A jeśli chodzi o ojca, to faktycznie się nie schyla, bo nowa zabawka znudziła mu się razdwatrzy i np. obecnie rosną tam tylko nieco rachityczne pomidory.
No i – teraz – kociaki ;-)


Warunki na pewno nie są zbyt higieniczne i doprawdy nie wiem, czym się kierowała kotka, wybierając akurat to miejsce, ale na wszelki wypadek wolałam jej stamtąd nie przenosić. Przynajmniej na razie.
Trochę na mnie prycha kiedy ją odwiedzam, ale szybko się uspokaja, widząc, że nie mam niecnych zamiarów. Aczkolwiek moja maamaa liczy na to, że moimi odwiedzinami wkurzę kocicę tak, że się wyprowadzi w spokojniejsze miejsce…
Zobaczymy.
Nie wiem tylko, dlaczego domownicy, którzy o pomyśle z wirtualną adopcją nic nie wiedzieli, automatycznie przyjęli za fakt oczywisty, że te koty oddały się pod moją opiekę i są teraz „moje”, a nie np. moich rodziców.


Co ja zrobię z piątką kociaków?
Czy powinnam zadbać o kastrację tej kotki [podejrzewam, że urodziła małe po raz pierwszy]?
O rany!

1 komentarz:

  1. WOW! Sześć kotów od razu! No Ty to jak coś zaczynasz, to z rozmachem :-))
    Trochę nietypowo tzn. bardzo spokojnie kotka reaguje na obecość kogoś obcego przy maluchach i pozwala je tak obfotografowywać ale widocznie miłość do kotów emanuje z Ciebie z taką siłą, że aż staje się namacalna :-)
    Skoro nie chciałaś mieć kota na stałe, będziesz miała koty 'bywające' - na dochodne. Oczywiście powinnaś zadbać o to, żeby - jak kociaki dziebko podrosną - zabrać całą rodzinkę na szczepienie, odrobaczenie, odpchlenie. W przyszłości również kotkę na sterylizację, jeśli w dalszym ciągu będzie jej u Ciebie tak dobrze. W zamian za trochę opieki i uwagi kotki pięknie odwdzięczą się mruczeniem, zabawą i w ogóle mnóstwem radości. Oprócz tego plątaniem się między nogami, że nieraz się przewrócisz, układaniem się wieczorami w takich miejscach, że niechcący na pewno na nie nadepniesz (jako że z racji umaszczenia zlewają się z nocnym otoczeniem) ;-)
    Czekam z niecierpliwością na dalsze fotorelacje ze szklarniowego wzrostu kociaków.

    Ps. Co z muffinkami?

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa