niedziela, 9 maja 2010

the ring

Troszku zeszłam.
Ale już się wspinam z powrotem. Na paluszki.
I na paluszkach, żeby złe licho nie usłyszało stukotu obcasów, które znów zaczęłam nosić…
Ciiiii.

Nie wiem tylko dlaczego całą noc śniło mi się wchodzenie i schodzenie po schodach, drabinach i jakichś koszmarnych krzyżówkach schodów z drabinami.
Ze szczególnym uwzględnieniem schodzenia.
Mam nadzieję, że to nie była zła wróżba na zaś.

W nagrodę za przetrwanie kolejnych ciemnych nocy duszy kupiłam sobie wypasiony pierścionek. Trochę ma za duże fi, ale jak go w sklepie założyłam, tak już w nim wyszłam, a ekspedientka elegancko zapakowała i wręczyła mi… puste pudełeczko.
Nie wiem co on w sobie ma, oprócz srebra, ale jego towarzystwo działa na mnie wyjątkowo kojąco.


ps
Czy kupowanie biżuterii dla siebie jest czymś niezwykłym?
Bo ludzie zachwycający się moim pierścionkiem uparcie pytają, od kogo go dostałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa