piątek, 14 maja 2010

szukając Alaski

Nie pamiętam już, jak dowiedziałam się o istnieniu tej książki, ale kiedy tylko usłyszałam (zobaczyłam?) tytuł: „Szukając Alaski”, to MUSIAŁAM ją przeczytać.
I nic nie mogło mnie powstrzymać, choć przez jakiś czas nie wydawało się to wcale takie oczywiste, bo nie było jej w księgarniach, od których zaczęłam poszukiwania.
Kiedy już się zmartwiłam, że cały nakład został wyczerpany – znalazłam ją wśród książek oferowanych w wyprzedaży i kosztowała mnie… 5PLN.
Czyż nie jest to piękna ilustracja do słów: Pukaj, a drzwi się otworzą. Proś, a otrzymasz?
;-)

Miejscem akcji powieści jest szkoła z internatem w Alabamie, do której wyjeżdża chłopak z Florydy. A choć filmy i książki przyzwyczaiły nas do dzieciaków, które do takich szkół wysyła się niemal przemocą – tutaj takich nie znajdziemy. Także Miles wyjeżdża na własne życzenie i z ochotą, a wyjaśniając swoją decyzję rodzicom, cytuje ostatnie słowa Rabelaisa: „Udaję się na poszukiwanie Wielkiego Być Może” i dodaje, że on sam nie chce z takimi poszukiwaniami czekać do śmierci.
Co Miles znajduje w nowej szkole? Coś, czego nie miał w poprzedniej – przyjaciół.

Czas akcji liczony jest od 136 dni PRZED do 136 dni PO wydarzeniu, którego jakoś tak dziwnie się spodziewałam, ale do ostatniej chwili wmawiałam sobie, że… autor mi [czytelniczce] tego nie zrobi.
A zrobił.

A propos, autorem książki jest John Green, który debiutował nią w roli pisarza i zebrał za nią naręcze nagród, co wszakże o niczym nie świadczy gdyż ci szaleni Amerykanie obficie obsypali nagrodami nawet „Zmierzch”.

Skoro nie można ufać nagrodom, to czy można zaufać mojej opinii o tej książce?
Ależ skąd!

Jej najbardziej interesująca bohaterka ma na imię Alaska i zachwyca się słowami Wystana Hugh Audena, które mnie wprost zwaliły z nóg:
Miłuj bliźniego – oszusta
Sercem, w którym także jest fałsz

[Tak, to o tę książkę WTEDY chodziło.]

Inny genialny cytat z tej powieści, to słowa wypowiadane przez Alaskę:
Nie możemy kochać naszych bliźnich, dopóki nie dowiemy się, jak bardzo są ułomni.

No więc pokochałam tę książkę i choć widzę jej wady, to wam o nich nie powiem – sami je poznajcie ;-)
I wady tytułowej bohaterki również – powiem wam tylko, że jest piękna, szalona i bynajmniej nie jest aniołem.

A jeśli chodzi o imię Alaska to: w prezencie na siódme urodziny rodzice pozwolili jej wybrać sobie imię, a ona szukała go… na globusie. Wybrała Czad, ale ojciec powiedział jej, że to imię męskie, więc stanęło na Alasce, bo… była wielka i była daleko od domu.
Później imię Alaska zaczęło się Alasce podobać jeszcze bardziej, bo dowiedziała się, że pochodzi od aleuckiego słowa Alyeska, które znaczy „ta, o którą rozbijają się fale”.

[Gdyby mój nick mógł mi się podobać jeszcze bardziej, to pewnie tak by się stało po tej informacji ;-)]


ps

W tle Izrael śpiewa mi:
Jestem duszą w podróży i marzycielem
Próbuję zasiewać nasiona miłości i zrozumienia


Czad! ;-)

I troszkę się ubzdryngoliłam Martini


Miłego weekendu.

2 komentarze:

  1. No ne :D Jesteś zajebiaszcza... No to teraz ja będę polowała na tą Twoją książkę. Pozdrawiam. Lolka - Twoja stała czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przykrością stwierdzam, że nie zgadłabym, co to za książka.
    I z nagrody nici :-(

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa