piątek, 16 kwietnia 2010

oj, Kraków, Kraków, przecudne mieście, dziwuje ci się wieś, okolica…

Motto:
Całe nasze życie jest jak kamień rzucony w wodę.
Nigdy nie wiemy, jakie kręgi zatoczymy naszym upadkiem,
czyją śmierć spowodujemy i kogo uzdrowimy.
Ile niepokoju wzniecimy dokoła siebie,
ile katarakt zdejmiemy ze ślepych rzek.

[Roman Brandstaetter]


Tyle osób zabrania mi [nie, żeby osobiście, ale zawsze] dyskutowania o wyborze Wawelu jako miejsca spoczynku Marii i Lecha Kaczyńskich, że mój przekorny duch stwierdził:
A właśnie, że nie! Ja się zakneblować nie dam!
I oto macie przed oczami skutek tego sprzeciwu.

Zacznę od przypomnienia moich wyobrażeń na temat mojego własnego idealnego pogrzebu. Chcę, mianowicie, żeby moje zwłoki zostały spalone, a prochy rozsypane.
Tylko tyle.
Jakiś czas temu spodobała mi się również technologia opracowana przez Susanne Wiigh-Mäsak, którą rozważam jako alternatywną. Pochówek według jej pomysłu przebiega następująco: zwłoki są zamrażane i zanurzane na jakiś czas w ciekłym azocie (temp. ok. –192 stopni), co sprawia, że ciało staje się kruche, a następnie trafiają do wibrującej wytrząsarki, gdzie rozpadają się na pył. Z owego pyłu za pomocą magnesów wyodrębnia się metalowe elementy (np. endoprotezy czy plomby stomatologiczne), a pozostałe szczątki pakuje się do biodegrowalnego pojemnika i… voila! mamy nawóz, którym można sprawić przyjemność jakiejś roślinie.

Jednym z największych rozczarowań w moim życiu było uzyskanie informacji, że w Polsce nie wolno rozsypywać ludzkich prochów. Jednak nadzieja na spełnienie mojej tzw. ostatniej prośby powróciła w ubiegłym roku, kiedy Główny Inspektorat Sanitarny rozpoczął prace nad ustawą dopuszczająca tzw. alternatywne formy pochówku. Zobaczymy tylko czy doczekam uchwalenia jej…
Ale ja nie o tym, nieprawdaż.

Chyba rozumiecie, że skoro nie zależy mi na tym, żeby istniało konkretne miejsce złożenia moich własnych zwłok, a nawet wprost przeciwnie, zależy mi na tym, by takiego miejsca nie było, to na spory dotyczące miejsca pochowania kogoś innego mogę patrzeć tylko z abstrakcyjnym zainteresowaniem.
Nawet jeśli mówimy o zwłokach prezydenta mojego kraju.

Czuję się trochę tak, jakbym oglądała jakieś dziwaczne rytuały innej/obcej cywilizacji.
Chociaż tego typu spory nad trumnami znanych Polaków można już niemal zaliczyć do stałego elementu polskiej kultury… Oj! Słabo to słowo pasuje do podobnych zachowań, wyjątkowo słabo, więc powiedzmy, że chodzi o nasz narodowy folklor.
[1. tekst przypominający]
[2. tekst przypominający]

Jest jeden powód, dla którego uważam, że do toczonej obecnie dyskusji może się włączyć każdy i nikt nie ma prawa nikogo uciszać. Chodzi o to, że osoby, które podjęły decyzję budzącą obecnie tyle emocji, dobitnie udowodniły swoim zachowaniem, że miały świadomość, iż podejmują decyzję wysoce kontrowersyjną – to dlatego tak długo nikt nie chciał się przyznać do jej podjęcia. Zresztą do tej pory nikt się nie przyznał – decydentów znamy [domyślamy się?] tylko dlatego, że wszyscy pozostali stanowczo odcięli się od odpowiedzialności za jej podjęcie.

Zgłaszam też stanowczy sprzeciw przeciwko sofistyce, którą serwują nam środowiska związane z PiS oraz ludzie, którym nagle zmienił się sposób widzenia kolorów. Mam ochotę rzygać, kiedy słyszę texty w stylu: „To prawda, nie pytaliśmy nikogo o zdanie i sami podjęliśmy decyzję, z pełną świadomością jej kontrowersyjności, ale nie protestujcie przeciwko niej, bo źle wypadniemy w oczach reszty świata. A za to złe wrażenie wy będziecie odpowiedzialni, bo przecież nie my. My jesteśmy cacy.” [RZYG]
Rozumiem, że niemal wszyscy słyszeliśmy w dzieciństwie text „bądź mądrzejszy i ustąp” tyle razy, że zatraciliśmy zdolność dostrzegania jego absurdalności, ale wydaje mi się, że w życiu każdego myślącego człowieka następuje chwila, w której zadaje sobie pytanie, jak będzie wyglądał świat, w którym mądry zawsze ustąpi głupiemu. Po przeżyciu tej chwili tylko osoby wybitnie cyniczne wracają do podobnych sofizmatów. I tyle w tej kwestii.

A jeśli chodzi o to, jakie zdanie będzie miał o nas ów „świat”, obserwujący i komentujący spór o miejsce pochówku naszej pary prezydenckiej, to spójrzcie na margines mojego bloga, mam tam cytat, z którym w 100% się zgadzam:
Lepiej być znienawidzonym za to, kim się jest, niż kochanym za to, kim się nie jest.
I tyle w tej kwestii.

Jeśli natomiast chodzi o argument podnoszony przez przeciwników pochowania państwa Kaczyńskich na Wawelu, a dotyczący braku zasług, którymi rzekomo trzeba się wykazać, żeby zasłużyć na ów zaszczyt, to… Nie wiedziałam, że mamy w tym kraju tylu wyrywnych do sądzenia żywych i umarłych.
Co wcale nie znaczy, że takie osoby potępiam, wręcz przeciwnie, jestem za tym, żeby białe nazywać białym, a różowe różowym. Tylko nie wolno przy tym zapominać, że dopóki nie mówimy o rzeczach NAPRAWDĘ WAŻNYCH, każdy ma prawo do innego widzenia odcieni barw.
Miejsce złożenia jakichkolwiek zwłok nie należy do zjawisk NAPRAWDĘ WAŻNCH – przynajmniej dopóki nie buduje się dla nich, za publiczne pieniądze, prywatnych cmentarzy, piramid, mauzoleów czy innych tadżmahalów i dopóki nie mówimy o ukrywaniu ciał przez morderców. Howgh!

Pomyślcie o tym, że choćbym nie wiem jakimi zasługami wykazała się przed śmiercią – nie wolno będzie rozsypać moich prochów w Bieszczadach, jeśli GIS nie zmieni ustawy.
I to jest prawdziwa tragedia, do której pochowanie kogoś w jakimś tam kościele nie ma startu. I tyle na ten temat.

Ciekawa jest w tej sprawie jeszcze jedna kwestia, a mianowicie…
Do kogo należą zwłoki?
Czy w chwili śmierci tracimy prawo własności do własnego ciała?

Na moje zapowiedzi, że „w razie jakby co” mam zostać spalona i – w miarę możliwości – rozsypana [zatopiona w morzu być nie chcę, choć to akurat wolno robić nawet teraz], moja rodzina reaguje w taki sposób, że poważnie wątpię w to, że spełniliby moją prośbę. Nie pomagają nawet groźby, że będę ich straszyć. A to jest naprawdę frustrujące!

Dlatego też w całej tej sprawie – IMO – najważniejszym pytaniem jest:
Czego życzyliby sobie państwo Kaczyńscy?

Decyzję o miejscu pochówku podjęła rodzina, a więc osoby, które zmarłych znały najlepiej i – mam nadzieję – szanowały na tyle, żeby uwzględnić ich wolę podczas planowania pogrzebu.
Jeśli było inaczej…

Współczuję.


I tyle na ten temat.




ps
Zamiast rozmyślać o głupotach, pomyślmy lepiej o tym, co zrobić, żeby nie należeć do tych, o których Magdalena Samozwaniec napisała, że odnajdują miejsce na ziemi dopiero po swoim pogrzebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa