poniedziałek, 12 kwietnia 2010

znów żałoba

Tyle razy pisałam o ogłaszanych w naszym kraju żałobach narodowych, że czuję się zobowiązana do napisania i tym razem. A że tym razem nie mam żadnych zastrzeżeń ani do zasadności jej ogłoszenia, ani do długości jej trwania, więc właściwie mogłabym na stwierdzeniu tego faktu poprzestać.
Mogłabym też pójść za lansowanym przez media przykładem i uderzyć w megapatetyczny ton albo pójść tropem niektórych komentarzy internetowych i snuć teorie spiskowe… ale nie mam na to ochoty.
Pozostanę więc sobą.
Kimś kto nie udaje uczuć tylko dlatego, że ktoś inny [nawet jeśli jest to tzw. WIĘKSZOŚĆ] twierdzi, że w danej sytuacji należy czuć to czy tamto. Kimś, kto nie potrafi udawać, że jednakowo lubi wszystkich ludzi. Kimś, kto przyznaje sobie prawo do lubienia jednych i nie lubienia innych na podstawie własnych kryteriów, a nawet do niekonsekwentnego stosowania owych kryteriów. Kimś, kto nie uznaje, że ludziom coś się „należy” tylko dlatego, że się urodzili ludźmi bądź dlatego, że umarli, nawet jeśli ich śmierć była tragiczna…
Notabene, która/czyja śmierć nie jest tragiczna?

Jestem przekonana — dopuszczam możliwość, że niesłusznie [aczkolwiek nie wyobrażam sobie sposobu wykazania mi ewentualnej pomyłki] — że tylko ci, którzy żadnej pasażerki ani żadnego pasażera tego feralnego samolotu nie darzyli SPECJALNYM szacunkiem, mogą z czystym sumieniem twierdzić, że z takim samym smutkiem przeżywają odejście każdej z ofiar tego wypadku.
Jednak mnie w szczególny sposób będzie brakowało
pani Jolanty Szymanek-Deresz
oraz
pani Izabeli Jarugi-Nowackiej,
które swoją obecnością w życiu publicznym, a ściślej rzecz ujmując JAKOŚCIĄ tej obecności zasłużyły — przynajmniej w moim mniemaniu — na szczególne uznanie.
A gdybym teraz udawała, że wiadomość o tym, że były na pokładzie tego samolotu przyjęłam tak samo, jak informacje o innych osobach, to byłabym hipokrytką.

Nie byłabym też sobą, gdybym nie odniosła się do powtarzanych powszechnie lub/i szczególnie denerwujących swoją absurdalnością stwierdzeń, więc to zrobię.

Od pierwszej niemal chwili irytuje mnie powtarzanie, że zginęła elita [w niektórych wypowiedziach „większość elity”] naszego kraju.
Ludzie! Czy naprawdę elitę kraju liczącego prawie 40mln mieszkańców da się zamknąć w jednym samolocie? Naprawdę tak mało w naszym kraju OSOBISTOŚCI?
Nie wiem jak wy, ale ja w żaden sposób nie potrafię traktować podobnych wypowiedzi jako wyrazu szacunku dla ofiar wypadku – w moich uszach brzmi to TYLKO jak obelga dla żyjących.
To samo odnosi się do analogicznych wypowiedzi zawierających zwrot „kwiat polskiej inteligencji”...
Tak, zginęli przedstawiciele elity naszego kraju, tak, byli wśród nich przedstawiciele inteligencji, ale ZNAJMY MIARĘ!
Nawet w takiej chwili.
Szczególnie w takiej chwili.

Niemal natychmiast pojawiły się też teorie spiskowe, których propagatorzy oskarżają Rosjan o celowe spowodowanie tej katastrofy. A ja nie mogę się nadziwić, jakim torem biegną myśli osób, gotowych wymyślić coś takiego…?
Czyż nie wystarczy tylko odrobina wyobraźni, żeby zrozumieć, że dla Rosjan ten wypadek jest wyjątkowo NIEFORTUNNY (słowo zastępcze, gdyż zabrakło mi odpowiedniego, żeby adekwatnie nazwać stan rzeczy). Podejrzewam wręcz, że gdyby mogli za tę cenę cofnąć katastrofę pod Smoleńskiem, to byliby gotowi ujawnić w tym celu najbardziej utajnione archiwa dotyczące zbrodni katyńskiej. Albo za darmo dostarczać nam gaz przez dekadę...
Nie wiem, co Rosjanie gotowi są zrobić, żeby nikt ich nie obwiniał o przyczynienie się do tej katastrofy, ale myśl o zaplanowanym spisku KGB wydaje mi się niedorzeczna.
Mam nadzieję, że nie jest to objawem mojej naiwności.

Na koniec muszę, naprawdę MUSZĘ, wspomnieć o jeszcze jednym zjawisku, które budzi moje negatywne uczucia, aczkolwiek nie można w tym przypadku mówić o irytacji. Chodzi raczej o skrzyżowanie czegoś w rodzaju zdumienia, smutku, żalu i poczucia, że nie spełniono ostatniego życzenia zmarłego, chociaż to ostatnie życzenie jest tylko i wyłącznie moim wymysłem.
Mam tutaj na myśli sprowadzenie do kraju zwłok Prezydenta, a pozostawienie w Rosji ciała Pierwszej Damy.
Naprawdę rozumiem różne względy polityczne oraz uwzględniam w swoich rozważaniach fakt, że zwłoki pani Marii Kaczyńskiej nie zostały jeszcze zidentyfikowane i być może trzeba będzie jeszcze na ich identyfikację poczekać…
ALE
Jedną z – nie ukrywajmy tego – niewielu cech, które naprawdę ceniłam w ś.p. Lechu Kaczyńskim było to, że nie ukrywał przywiązania i szacunku dla swojej małżonki. Dlatego też jestem niemal pewna, że gdyby to on podejmował decyzję w tej sprawie, to po tych 32 latach małżeńskiego pożycia, niezwykle udanego, jak się wydaje, nie chciałby zostawić żony SAMEJ na obcej ziemi.
Czuję jakąś niezwykłą i niepojętą dla mojego tzw. zdrowego rozsądku PRZYKROŚĆ na myśl, że prezydencką parę w ten sposób ROZDZIELONO.


Oczywiście żadne z opisanych wyżej uczuć nie dorównuje intensywnością temu przerażeniu, które czuję na myśl o tym, jaką OKROPNĄ śmiercią zginęli pasażerowie tego samolotu. I ogromowi mojego współczucia dla rodzin ofiar tej tragedii, ze szczególnym uwzględnieniem rodzin i bliskich przedstawicieli rodzin katyńskich, którzy zginęli w miejscu budzącym tak bolesne skojarzenia.


Mam nadzieję, że uda nam się przetrwać czas ogłoszonej żałoby z godnością, której nie stracimy po jej zakończeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa