wtorek, 13 października 2009

pazur nałogu mocno wkręcony we włosy


Ledwie napomknęłam, że mam mnóstwo czasu, który wypadałoby czymś wypełnić, a już Wszechświat rzucił mi się na pomoc i wypełnił mi dni, czasem razem z nocami, różnymi – w przeważającej [i zatrważającej] liczbie idiotycznymi – obowiązkami, przeciwnościami losu i niebożątkami oczekującymi ode mnie pomocy, której [niepoprawnie głupia!] udzielałam kosztem swojego czasu na rozrywki i nałogi.
Co ciekawe, ten blog uważam za mój największy nałóg, a jednak pisanie go jest czynnością wyrzucaną w pierwszej kolejności z mojego planu dnia, kiedy tylko pojawiają się jakieś pilne sprawy lub nieprzewidziane okoliczności. Jest to tym bardziej dziwne, że żal mi każdego pomysłu na text, który nie został zamieniony na post. Na przykład ostatnio żałowałam, że nie powstał text o tym, że jesień zaczyna się od obcięcia paznokci u nóg, które trzeba zapakować z powrotem do zabudowanych butów. I o tym, że przez 3 miesiące (do przedwczoraj) nie byłam u fryzjerki gdyż nabyłam profesjonalne degażówki fryzjerskie i obcinałam się sama, wykorzystując tę okoliczność do realizacji dawno, dawno temu powstałego i porzuconego/odroczonego pomysłu, żeby sobie obciąć grzywkę tuż przy skórze...
No cóż, do tych niezwykle ważnych zagadnień, mających wprost nieopisany wpływ na bieg losów Świata, już zapewne nie wrócę, ale mam nadzieję, że siły nałogu wystarczy mi przynajmniej na to, żeby napisać w najbliższym czasie o filozofii życiowej Kirschnera, „Przebudzeniu” De Mello, „Pawilonie małych drapieżców” Kofty i jeszcze paru książkach, które, mimo wszelkich przeciwności, udało mi się ostatnio przeczytać.
Niczego jednak nie obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa