Rozmawialiśmy dzisiaj w pracy o prozaicznych trudnościach życia, ze szczególnym uwzględnieniem trudności związanych ze zwlekaniem się rano z łóżka:
koleżaankaa: Naprawdę, moim największym problemem dzisiaj było to, żeby nie zaspać!
aalaaskaa: A moim największym problemem dzisiaj było to, że zaspałam...
Niestety, nie wiedziałam co mówię.
Można by nawet zaczerpnąć z poezji Fisza i rzec, że tylko wypuszczałam z gęby odgłosy ;-)
Albowiem największym moim problemem jest to, iż połowę każdego dnia spędzam w szkole, a przerabiamy wciąż od nowa, wciąż od nowa, wciąż od nowa jedną lekcję:
Szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego.
Nie szanowałam i co?
I mam teraz szefa p.o.
Takiego, co to niby wcale nie chce zostać szefem pełną gębą, ale w oczach wciąż mu widać odbicia całonocnych SNÓW O POTĘDZE.
I jak on musi wszystko udoskonalić...!
I jak on musi się wykazać...!
I jak on musi wszystkich przekonać, że wcale mu na tym stanowisku nie zależy...!
Aż chce się zacytować innego poetę:
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi
Ale taka nerwówka to jednak człowiek zżera...
Mnie to nawet dosłownie - biopsja wykazała komórki żerne w mojej tarczycy ;-)
Pierdolę to!
...i tamto też! ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa