poniedziałek, 28 września 2009

lepsze państwo? – tylko z aalaaskąą :-)


Wpadłam dziś na kolejny pomysł racjonalizatorski, którego wdrożenie – IMO – usprawniłby i podniosło jakość naszego państwa.
Jak wszystkie GENIALNE (skromnie mówiąc) pomysły, ten też jest OCZYWISTY.

Zanim jednak przejdę do sedna, zapytam, czy zgadzacie się ze mną, że bardziej szanujemy to, za co zapłaciliśmy bezpośrednio, prosto z własnego portfela?

I większy wysiłek wkładamy w realizację zadań, których konsekwencją mogą być straty finansowe, prawda?

A więc jedyny sensowny sposób na przeprowadzanie wyborów (np. parlamentarnych czy prezydenckich), do których wyborcy podejdą poważnie, MUSI zakładać wprowadzenie opłat za możliwość oddania głosu.

I – żeby była jasność – nie chodzi o jakieś kwoty zaporowe, które do wyborów dopuściłyby tylko ludzi zamożnych, ale o opłatę w wysokości umiarkowanej (ale nie symbolicznej).


Pomyślcie o tym chwilę, a na pewno przyznacie mi rację.

serio, serio


ps
Pomysł objawił mi się podczas rozmowy z groover
Thx groover :-)

3 komentarze:

  1. Być dla Ciebie inspiracją - ach co za rozkosz :-))
    Domyślałam się, że poruszy Cię niby brak odpłatności za referendum ale nie przypuszczałam, że doprowadzi do takich wniosków. :-)
    Wracając do takiego audiotele - faktem jest, że jeśli nas bije po oczach ileś tam za minutę a do załatwienia sprawy trochę ich potrzebujemy, to nasza kieszeń to odczuwa w sposób widoczny. Jeśli natomiast wydatki pokrywane są z publicznych pieniędzy to:
    po pierwsze primo - nie odczuwamy tego w sposób bezpośredni,
    po drugie primo - nawet jeśli politycy tłumaczą nam, ile co kosztowało, to robią to w sposób tak pokrętny, że i tak nie wiadomo, a w najlepszym razie wychodzi, że nie kosztowało prawie nic.
    Prawda jest też taka, że niewiele osób uzmysławia sobie logiczne następstwa obciążeń podatkowych. Wzajemne relacje podatki-wydatki budżetowe ani nawet wzrost wydatków państwa-wzrost podatków nie przemawiają do większości ludzi. Cały czas pokutuje u nas przekonanie,że państwowe jest darmowe i właściwie niczyje. Drażni mnie to szczególnie, gdy widzę bezmyślne akty wandalizmu i oszpecania mojego otoczenia. Ja osobiście wychodzę z założenia, że jeśli coś jest wspólne (w sensie społecznym, państwowym i każdym innym), to jest to również częściowo moje i nie chciałabym, żeby ktoś np. niszczył mój trawnik, dewastował moją szkołę czy stadion tudzież zaśmiecał mój las. I tak samo staram się o to wszystko dbać jak o swoje. Oczywiście w miarę możliwości ;-)
    A jeśli chodzi o Twój pomysł...
    Nie sądzę, żeby wprowadzenie opłat za MOŻLIWOŚĆ oddania głosu dałoby rezultaty. Znając polską mentalność wiekszość ludzi tym bardziej by nie poszła, bo jeśli mają płacić za to, że chcą spełnić obywatelski obowiązek...
    Lepszy efekt dałoby chyba takie rozwiązanie: obciążamy jakąś kwotą wszystkich uprawnionych do głosowania. Wtedy podejście jest inne - skoro już zapłaciłam/łem, to trzeba to wykorzystać i pójść. Oczywiście nie wnikam w sposób wydobycia pieniędzy. Od tego są specjalne służby :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. groover, rozkoszna idealistko, umknęło Ci troszeczkę, że wcale nie chodzi o to, żeby zwiększać frekwencję wyborczą.
    Nie cenię większości ludzi tak bardzo jak Ty i w głębokim niepoważaniu mam równość oraz braterstwo ze wszystkimi jak leci ;-)
    Chcę, żeby do wyborów poszli tylko (TYLKO!) ci, którzy wiedzą co i po co robią, a nie ci, którzy idą i głosują metodą "na kogo wypadnie, na tego bęc".
    A jeśli chodzi o obciążanie wszystkich, to przecież teraz tak jest - wybory są finansowane z podatków, które płacą wszyscy uprawnieni do głosowania (pozostałych jest taka garstka, że można ich pominąć).

    Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi żal, że mój pomysł nigdy nie zostanie zrealizowany...Buuu

    OdpowiedzUsuń
  3. Chorobcia, zdążyłaś mnie uprzedzic. :)
    Wracając do domu doszłam właśnie do wniosku, że mój sposób co najwyżej polepszy frekwencję. A jak zawsze podkreślasz - ilośc nie znaczy jakośc. Żeby poprawic jakośc - świadomośc wyborców, ich tok myślenia ale także sensownośc proponowanych kandydatów trzeba by... sama nie wiem...
    Nie, chyba nic się nie da zrobic. :)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa