piątek, 12 grudnia 2008

a Ty zatroszczy/łaś/łeś się o swój prezent?


Mikołajki po raz kolejny przypomniały mi, że w okresie przed-prezentowym należy uważać na to, co się mówi, bo skutki mogą być opłakane. Zwłaszcza jeśli otoczenie ma totalnie odmienny gust od naszego.
Co było taką lekcją?
Zachwyciłam się gipsową, jak mniemam, figurką anioła, którą zobaczyłam przez witrynę zamkniętego sklepu.
Nie lubię rozstawiać wokół siebie bibelotów, ale dla tego aniołka z przyjemnością zrobiłabym wyjątek.
A nie zrobiłam bo:
primo, sklep był zamknięty
secundo, znajduje się parędziesiąt kilometrów od mojego domu i specjalnie po jedną gipsową figurkę nie chciało mi się tych przestrzeni przemierzać ponownie (zwłaszcza, że nic więcej ciekawego tam nie ma).
W ramach kary za to, że mi się nie chciało, w Mikołajki dostałam... aniołka.
Ale nie, nie tamtego.
Innego.
OHYDNEGO.
Wykonanego z jakiegoś tworzywa i obdarzonego mrugającą na kolorowo diodą w trzewiach.
Znaczy się anioł, qrwa, gorejący.

Ostrzegam, że jak nie uda mi się wystarczająco szybko doprowadzić jakiegoś bachora do wypowiedzenia słów: „ciocia, daj!” (świetny sposób na pozbywanie się różnych rzeczy, polecam) to chyba zejdę od patrzenia na to coś. I od uśmiechania się, że owszem, interesujący był to prezent (do niczego więcej nie jestem w stanie się zmusić, a i tak podziwiam swój hart ducha).
Aniołek, zwany gorejącym, raczej nie zejdzie, niestety.
Zaliczył już dwa "przypadkowe" upadki i NIC.

Trochę podejrzewam, że ten anioł to zemsta mojego wędrowca, na którego już definitywnie nie mogłam patrzeć, więc go schowałam - z myślą, że w najbliższej wolnej chwili zapewnię odrobinę rozrywki mojemu wewnętrznemu destruktorowi...
Wędrowiec użył ciemnej strony mocy i załatwił zastępstwo za siebie.
Niech go cholera weźmie.
I element zastępczy takoż.


Z niepokojem czekam na Gwiazdkę, aczkolwiek przedsięwzięłam pewne kroki zapobiegawcze. A mianowicie: kupiłam sobie srebrny pierścionek z zielonym oczkiem i poinformowałam wszystkich o tym, jak bardzo on mi się podoba i że były jeszcze do niego inne akcesoria, w postaci wisiorków, kolczyków i bransoletek, i że wszystkie one bardzo mi się podobały...
Ciekawe czy mówiłam w próżnię.

ps
W ostateczności zadowolę się tym:

albo tym:
:-)

ps 2
Dla większej pewności - że nie zostanę pominięta - postanowiłam sobie sama zrobić prezenty ;-) I tak, przy okazji zamawiania prezentów dla facetów, nabyłam nowe głośniki do kompa i myszkę, a zamawiając kosmetyki dla kobiet (znam je, wiem co chcą) - wydałam na siebie dokładnie cztery razy więcej.
Żegnaj wypłato.

2 komentarze:

  1. Hej Aniołku:) Kupowanie prezentów pod choinkę to dla mnie istna udręka. Tę chwilę odwlekam dopóki mogę, to zawsze jest film pod tytułem "O qrwa, nie starczy mi kasy". Pozdrawiam serdecznie i życzę wymarzonych prezentów pod choinką i aby Twoje wybory prezentowe dla najbliższych były strzałem w 10 :)
    Ps. Posta wyżej nie czytałam, bo nie oglądałam ;)
    Wczoraj obejrzałam "Jestem legendą"- fuj

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie kupowanie prezentów nie złości - zwłaszcza od kiedy większość zakupów załatwiam przez Internet - i nawet lubię to wszystko potem artystycznie pakować. Ręce mi opadają dopiero w chwili, kiedy dostaję coś, czego nie znoszę i powszechnie wiadomo, że nie znoszę (np. złote błyskotki), bo kupowanie prezentów dla mnie to naprawdę łatwizna - wystarczy coś ze srebra, książka albo apaszka (proste, prawda?).
    No ale nic to, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a w ostateczności jest jeszcze allegro i... kosz na śmieci ;-)

    Dziękuję za życzenia, a w odwecie ;-) życzę Cibezbolesnych zakupów przedświątecznych i solidnego zaskórniaka po świętach, który będziesz mogła przeznaczyć na prezent noworoczny dla siebie, jeśli w Wigilię Mikołaj się nie spisze (w końcu to tylko mężczyzna ;-))))
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa