piątek, 5 grudnia 2008

urban legend


Przejęta koleżanka, głosem rodem z thrillera, opowiadała mi prawdziwą historię znajomej pewnej znajomej, która jechała kiedyś autem przez jakieś Zadupie Małe i natrafiła na gałąź, której nie mogła ominąć, więc wysiadła i przeciągnęła ją na pobocze. Kiedy wsiadła z powrotem do samochodu i ruszyła w dalszą drogę, oślepiły ją światła jadącego za nią samochodu. Zwolniła, żeby mógł ją wyprzedzić, ale wówczas on też zwolnił. Przyśpieszyła, żeby mu uciec, ale gonił ją wytrwale i nie dawał za wygraną...

W tym momencie powiedziałam koleżance, jak ta historia się kończy.
Widok jej zdziwionego spojrzenia – bezcenny ;-)

Nie będę Wam psuła zabawy i nie zdradzę tego zakończenia.
Jak je poznać?
Przeczytać opowiadanie Jeffrey’a Archera (zachęta dla snobów: facet jest baronem Archer Weston-super-Mare) „Nie zatrzymuj się na autostradzie” ze zbioru „Dwanaście fałszywych tropów”.
W tym zbiorze są opowiadania oparte na autentycznych wydarzeniach, ale „Nie zatrzymuj się...” akurat do nich nie należy.
A jest takie prawdopodobne!
I przerażające, co niektóre tygryski lubią najbardziej.(*)

Ciekawe, co było pierwsze: przerażająca historia, która zainspirowała Archera czy opowiadanie Archera, które inspiruje ludzi do opowiadania podobnych historii?

Może mój blog czyta jakiś memetyk i przeprowadzi odpowiednie badania? pliiisss ;-)



(*) Ja – nie. Ja najbardziej lubię głębię psychologiczną ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa