wtorek, 2 grudnia 2008

kierowca bombowca


Dzisiejszego wpisu by nie było (czas! czas! niedoczas!), gdybym przypadkiem nie znalazła dziwnego dokumentu tekstowego, zapisanego na mp3ce (to musiał być wyjątkowo ciekawy dzień w pracy...) – oto jego zawartość:


Nie wiem jak to się dzieje, ale notorycznie nie zauważam znaków „teren zabudowany” aczkolwiek doskonale widzę te „koniec terenu zabudowanego”. Zawsze. Wszędzie. Gdziekolwiek.
Może to dlatego, że te drugie są bardziej urozmaicone kolorystycznie?
Innych znaków też czasem nie zauważam, ale za to jazda ze mną oznacza wysłuchiwanie komunikatów w rodzaju:
O, zobacz jaki fajny dwupłatowiec tam leci.
albo
Patrz, bocianom w gnieździe jakaś roślinność wyrosła. Może coś tam uprawiają?
Co jest jednoznacznym dowodem na to, że nieustająco ciągnie mnie do gwiazd.
Albo do nieba.
Ale to chyba nie powinno nikogo dziwić, skoro mamy tutaj do czynienia z Aniołem w stanie spoczynku, nie? ;-)

Jesteście ciekawi jak wspaniale przestrzegam przepisów
(mając 8 karnych punktów na koncie)?
Proszszsz
Podróżowałam dzisiaj z mamą i troszkę mi się pomyliły ścieżki (te cholerne ciężarówki przesłoniły mi świat) – wylądowałam na pasie dla skręcających w lewo o jedną przecznicę za wcześnie. Oczywiście, mogłam zawrócić i pojechać prawidłowo, ale wybrałam inne rozwiązanie: stałam na tym pasie pierwsza, więc poczekałam na żółte i - zanim inni w ogóle zauważyli zmianę świateł – ja już jechałam prosto. Nikomu w niczym nie przeszkodziłam ani w żaden sposób nie utrudniłam ruchu, więc pozostaje tylko sama radość, że to zawsze trochę mniej spalin na świecie, bo nie jeździłam niepotrzebnie w kółko
(samousprawiedliwianie się to doprawdy cudowny wynalazek! ;-))...
Ludziom takim ja, tzn. przekonanym, że przepisy są dla innych, bo oni (my) sami wszystko robią dobrze, nawet jeśli nie przestrzegają prawa, powinno się przydzielać...
szoferów ;-)

Ukoronowanie historii:
Mama, do której kiedyś skierowałam (jak widać - pamiętną) pretensję o niewłaściwe wypowiadanie się nt. mojego stylu jazdy(*) zapytała:
- Będziemy o tym opowiadać?
A ja na to:
-Pewnie! Brat będzie ze mnie dumny!

I faktycznie był ;-)

(*) Chciałam kiedyś wyjechać z parkingu, który miał tylko jeden wjazdo-wyjazd – zamierzałam to zrobić tyłem, ale zaczęły się tam kotłować inne samochody (parking był już całkiem zapchany, ale ciągle ktoś na niego wjeżdżał), więc... pojechałam na wprost przez miejsce, na którym wcześniej stało moje autko, wyludniony chodnik i znajdującą się za nim parodię trawnika (w stadium rozpaćkanego błocka). Była wtedy ze mną mama i potem opowiadała o tym z taką zgrozą, jakbym tam wysiadła, wytarzała się w błocie i zjadła dżdżownicę.
A za mniej więcej rok parkowałam w tym samym mieście, na tym samym parkingu i okazało się, że w międzyczasie został przebudowany – miał piękny wyjazd dokładnie w tym miejscu, w którym kiedyś musiałam przejechać przez błoto.
Nie omieszkałam wówczas oznajmić mamie, że w związku z powyższym musi odszczekać wszystko, co mówiła o moim wyjeżdżaniu z parkingu przez „trawnik” ;-)



ps
Don’t panic.
Niedawno opłacałam OC - 40% zniżki za bezszkodową jazdę :-)
Jeśli ktoś na naszych drogach stwarza zagrożenie, to nie ja!

Aczkolwiek jest taki przejazd kolejowy, na którym notorycznie przejeżdżam na czerwonym świetle...
...ale o tym - innym razem ;-)

3 komentarze:

  1. ja kiedyś bardzo wczesnym, ciemnym i jeszcze zamglonym porankiem, spiesząc się na pociąg, wziąłem brykę, by zdążyć dotrzeć na stację - a ponieważ parking był kompletnie zablokowany przez inne wozy a CZAS gonił - wryłem się w trawnik, potem wzdłuż placu zabaw, koło transformatora, bokiem do trzepaka - słowem - masakra! Nie widziałem nic bo szyby zaparowane, ciemno, mgła... Udało się. Nie zarysowałem, nie rozjechałem żadnego psa, nie przewróciłem zjeżdżalni i zdążyłem na pociąg ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co byś powiedział, gdybyś zobaczył, że ktoś inny tak robi? ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. powiedziałbym "co za palant, zjeb, debil..." - gdybym miał zły humor. Gdybym miał dobry - powiedziałbym "pojebało go" :)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa