sobota, 11 października 2008

„Woody Allen to miał szczęście, że urodził się w tych Stanach, bo nad Wisłą chlałby Czystą i miał tylko jeden krawat...”


Woody Allen jest tak twórczym człowiekiem, że trudno go nie podziwiać. Trudno go też nie lubić – nawet jeśli równie trudno nie potępiać odmiennych stanów moralności, które znalazły wyraz w niektórych jego poczynaniach.
Podoba mi się większość jego filmów. Nawet musical nakręcił tak, że – choć nie przepadam za tego typu produkcjami – ten jeden („Wszyscy mówią: kocham cię”) wprost uwielbiam.

Jakiś czas temu obejrzałam „Sen Kasandry ” i wciąż wracam myślami do tego filmu. Przeczytałam nawet niektóre recenzje, opinie i komentarze na jego temat. I ze zdumieniem stwierdziłam, że ABSOLUTNIE NIKT (spośród tych, których opinie czytałam) nie odebrał tego filmu tak, jak ja.
ZONK.
Mnóstwo osób twierdzi np., że „Sen Kasandry” jest filmem nieudanym – najczęściej powtarzają się dwa zarzuty: że jest nudny i że powtarza wątki z wcześniejszego „Wszystko gra”...

Ech!
Jaka szkoda, że nie mam żadnego „dojścia” do Allena, bo chciałabym się z nim skontaktować i sprawdzić czy mam rację. Albowiem wydaje mi się, że odkryłam jego intencje. Mało tego, wydaje mi się, że intencja stojąca za „Snem Kasandry” jest tak czytelna, że powinni ją dostrzec wszyscy.
A tu ten nieszczęsny ZONK.

Krążę wokół meritum jak ten niewszystkonogi i niewszystkoręki lisek koło drogi, więc chyba w końcu zacznę pisać o tym, co wymyśliłam. Otóż wydaje mi się, że zbieżność wątków w filmach „Wszystko gra” i „Sen Kasandry” jest absolutnie nieprzypadkowa. Zastanawiam się nawet czy Allen nie planował tych filmów jednocześnie, bo w moim przekonaniu stanowią one pewien komplet.
Zasadniczo są to dwie różne historie, ale osią obu są te same problemy.
Bohaterowie obu filmów muszą sobie odpowiedzieć na dwa fundamentalne pytania: co jest dla niech najważniejsze w życiu oraz jakie wartości są w stanie poświęcić, żeby dostać to, czego pragną (a potem tego nie stracić).
Bohaterowie obu filmów decydują się iść drogą „na skróty”, co oczywiście oznacza konieczność złamania powszechnie obowiązujących zasad, więc na koniec muszą ponieść konsekwencje dokonanych wyborów. W obu filmach wybór jest taki sam, zbrodnia podobna, ale konsekwencje – całkiem inne. A kto miał więcej szczęścia? – mnie nie pytajcie.

Zasadnicza różnica między „Snem Kasandry” i „Wszystko gra” wcale nie wynika z odmiennej fabuły (chociaż fabuły obu filmów różnią się zasadniczo i nie wierzcie nikomu, kto twierdzi inaczej). Najbardziej te dwa filmy odróżnia rodzaj interakcji z widzem.
Podczas seansu „Wszystko gra” jesteśmy jakby wessani w akcję. Naszym zadaniem jest śledzenie fabuły i dokonanie oceny postępowania bohatera filmu.
Podczas seansu „Snu Kasandry” jest inaczej. Cały czas pozostajemy jakby „na zewnątrz” fabuły, bo najważniejsze są nasze myśli i emocje. Akcja tego filmu toczy się wolniej, bo Allen daje nam czas, żebyśmy usłyszeli swój dialog wewnętrzny.
I bardzo jestem ciekawa, ilu osobom ten dialog się podobał, a ile odkryło, że w ich głowach pojawiły się myśli-wirusy, o jakie siebie nie podejrzewali.
Ciekawa jestem, ilu widzów musiało się potem usprawiedliwiać (sami przed sobą), że pomyśleli to, co pomyśleli, bo chodziło tylko o film, a w rzeczywistości postąpiliby inaczej, innego postępowania oczekiwaliby od innych i inaczej oceniliby łamanie tych norm, które w filmie zostały złamane?
Ja musiałam.
Mnie przychodziło do głowy np.: „no już, do dzieła!” i „stary, chyba przesadzasz z tymi wyrzutami sumienia”...
Dostaję gęsiej skórki, kiedy sobie przypominam, czego te myśli dotyczyły.
A jeśli Allen potrafił wywołać takie myśli w głowie Anioła, to MISTRZEM jest i basta!

Jeśli w najbliższym czasie będziecie się widzieli z Allenem, to zapytajcie czy dobrze odczytałam jego zamysł twórczy jeśli chodzi o te dwa filmy.
Z góry dziękuję.

Który z tych filmów powinniście obejrzeć?
Najlepiej oba :-)
"Wszystko gra" pozostawi Was w błogim przeświadczeniu, że jesteście lepsi i nigdy, przenigdy nie postąpilibyście tak, jak bohater filmu.
"Sen Kasandry" trochę tym błogim przeświadczeniem potrząśnie - a jaki owoc w wyniku tego potrząsania spadnie i gdzie Was trafi, to już będzie zależało tylko od tego, w jakie mroczne zakamarki własnej duszy odważycie się zajrzeć.
Życzę owocnego oglądania.



ps
Tytuł tej notatki jest - oczywiście - cytatem z piosenki zespołu Big Cyc pt. "Woody Allen".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa