wtorek, 21 października 2008

(nie)przypadkowy (nie)fart


Nowa Kobieta się nie sprawdziła i została oddana do serwisu na przegląd techniczny. Czy tam jakąś inną reklamację.
Starą Kobietę przepiłam.
Więc [tak, wiem] siedziałam sobie taka wydrążona, pogrążając się w cichej desperacji - przy głośno nastawionej piosence Renaty Przemyk „Samolot rozbił się przed startem” - kiedy znienacka zadzwonił telefon. Nieznany numer. Odebrałam.
-Czy to ja? – zapytano po imieniu.
- Ja. [chociaż...?]
W rewanżu padło imię, które nosi kilka moich znajomych, więc usiłowałam pośpiesznie dopasować głos do osoby. Bezskutecznie. Druga strona musiała mieć podobną trudność, bo ponowiła pytanie – tym razem wymieniając również nazwisko upragnionej rozmówczyni. Zdecydowanie nie moje.
Wyjaśniłam pomyłkę.
W odpowiedzi padło pytanie, którego nie lubię słyszeć od ludzi dzwoniących do mnie przez pomyłkę, a mianowicie:
- A z kim rozmawiam?
Wrrrr. Normalnie odpowiadam na coś takiego niegrzecznie i kończę rozmowę, ale tym razem się – prawie – powstrzymałam i powiedziałam tylko:
- Z kimś innym. Nawet ze słyszenia nie znam osoby o wymienionym nazwisku.
Osoba po drugiej stronie przestrzeni nie zrezygnowała, a ja – nie wiedzieć czemu – nie przerwałam połączenia, co dało nam szansę na rozpoznanie się. Bo – inteligentna jednostka – podała swoje imię i nazwisko, na co ja podałam swoje i... porozmawiałam sobie serdecznie z dawną koleżanką z pracy.
Tuż przed końcem rozmowy powiedziała coś, co zawisło w powietrzu i tak sobie wisi do tej pory, czekając aż przyjmę to do wiadomości.
Powiedziała:
- Fajna taka przypadkowa pomyłka. Chociaż dla chrześcijanina nie istnieje nic takiego jak przypadek...
A ona jest zdeklarowaną chrześcijanką. Prawie fanatyczką.
Jej słowa wciąż mi brzęczą w uszach, bo ostatnio - oprócz tych pechowych - przydarzyło mi się parę dziwnych rzeczy.
Najdziwniejsze są dwa zjawiska:
1. Spodobała mi się fizis Szymona Hołowni, a oprócz niej zaintrygowały mnie jego poglądy na wiarę. Nawet poczytałam sobie jego blog.
Zmianę gustu wyjaśniła mi so-so przypadkową(?) notką więc nie rozmyślałam o niej zbyt długo... ;-)
2. Znalazłam w necie kazania/nauki księdza Pawlukiewicza i on mnie normalnie zafascynował. Zahipnotyzował barwą głosu. Aczkolwiek jest to taki rodzaj fascynacji księdzem, z którego prawdziwa chrześcijanka powinna się chyba wyspowiadać. ;-)
Ale on ma taki głos... Mówię Wam, GŁOS!
Chyba umarłabym w czystości, gdybym go „odkryła” wcześniej, bo tak do mnie „przemawiają” jego wykłady o miłości i czekaniu do nocy poślubnej z seksem...
Chociaż – z drugiej strony - mogłoby też być odwrotnie, bo ten głos działa na mnie...
No, nieważne jak, bo – nawet gdybym chciała - na dożywotnią czystość jest już i tak odrobinę za późno. ;-)

Przypadkowy telefon R. sprawił, że już naprawdę nie wiem czy to wszystko są przypadki.

Może Bóg stęsknił się za zbłąkaną owieczką?

Może przeciwna siła nie chce z tej owieczki zrezygnować?

Może jestem poligonem w odwiecznej walce dobra ze złem?
Pytanie dodatkowe: która strona mi dopieprza, a która gilgocze?

3 komentarze:

  1. Jakbym czytała o sobie. Nie jestem Tobą, a Ty mną... więc dlaczego myśli tak podobne? Długo już czytam Twojego bloga i zastanawiam się jak to wszystko możliwe jest... Pozdrawiam.
    Lolka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Huna uczy, że wszyscy jesteśmy jedną całością... :-)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury w przyszłości :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A czego brakowało Nowej kobiecie?

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa