niedziela, 10 sierpnia 2008

strzał do nieistniejącej tarczy


Będąc świeżo po podwyżce [ale co to za podwyżka!] postanowiłam... znaleźć sobie inne zajęcie. Zastanowiłam się głęboko nad sobą i tym, co chciałabym robić – ze szczególnym uwzględnieniem posiadanych predyspozycji i posiadanego charrrakteru – i wymyśliłam coś, co by mi pasowało.
Przez jakiś czas byłam tak podekscytowana faktem, że mam nowy pomysł na życie, że aż mój Wewnętrzny Regulator postanowił mnie przystopować. Puknął mnie w czółko od środka i przypomniał, że wymyśliłam sobie tylko „nowy” zawód, a nie nowe życie. Tym sposobem wróciłam do normy – przynajmniej do tej swojej, bo tak w porównaniu ze zdrową tkanką społeczną, to nie wiem jakbym wypadła ;-)
W stanie chybotliwej ale jednak równowagi ze spokojem skonstatowałam, że nie mogę już teraz wyrzucić starych zabawek i udać się do nowej piaskownicy, bo brakuje mi wiedzy i umiejętności, żeby sobie w tej nowej piaskownicy nie zrobić kuku. O dziwo, niemożność natychmiastowego zaspokojenia mojego JACHCĘ nie pogorszyła mi nastroju.
Co chyba znaczy, że jednak – wbrew pozorom – dorastam :-)
W związku z zaistniałym zdziwieniem dokonałam wnikliwej autowiwisekcji i doszłam do wniosku, że właśnie tak jest dobrze. Moja obecna praca ma tylko dwa zasadnicze mankamenty – za mało zarabiam i mam szefa [i co to za szef!] – gdyby nie one, to byłoby SUPER., więc nie ma co płakać. A przyszłościowy cel dodaje przyjemnego smaczku teraźniejszości ;-)

Na deser – przekornie dobrana – piosenka Kultu:

Smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa