czwartek, 3 lipca 2008

lakier do paznokci, książki i coś jeszcze


Kilka dni temu robiłam zakupy w drogerii, gdzie pewna pani wybierała sobie lakier do paznokci. Tylko raz zerknęłam i od razu wpadł mi w oko jeden kolor - marzę o takiej pomadce do ust, ale nigdzie nie mogę znaleźć.
No to kupiłam sobie lakier do paznokci (wyjątkowo tani ;-)).
Problem w tym, że robię to notorycznie – tzn. kupuję lakiery do paznokci – a następnie ich nie używam. I po jakimś czasie wyrzucam do śmieci pełne buteleczki, strofując się przy tym, że to nie tylko nieekonomiczne, ale i nieekologiczne.
Heh. Teraz przyszło mi do głowy, że ich użycie wcale nie byłoby lepsze dla środowiska naturalnego, bo do kompletu trzeba by było użyć zmywacza i ilość wykorzystanej na świecie chemii tylko by się zwiększyła... Koniec dygresji.

Lakier ma kolor krwi – bardziej żylnej niż tętniczej – tak śliczny, że umalowałam sobie nim paznokcie u nóg (nie lubię mieć czerwonych paznokci u rąk) i patrzyłam na nie z prawdziwą przyjemnością. A co spojrzałam, to mój mózg powtarzał jedno słowo: cukiereczki.
Było to tak sugestywne, że odłożyłam pożyczone od koleżanki opowiadania Daphne du Maurier i sięgnęłam po zakazaną w Chinach powieść „Cukiereczki” Mian Mian.

„Cukiereczki” już od dawna czekały na przeczytanie, ale ciągle miałam albo za dużo pracy, albo za dużo książek przynoszonych przez znajomych ze słowami: „musisz to przeczytać”, żeby zabrać się za ich ("Cukiereczków") lekturę.

Tu będzie kolejna dygresja. Albowiem (kocham to słowo) istnieje sposób, żeby sprawdzić ile czasu ta książka leżała u mnie nietknięta...
Fiu, fiu! Prawie rok.
Wiem to bynajmniej nie dlatego, że pamiętam datę dokonania zakupu, ale dlatego że kupiłam ją po tym tekście anuliny.

Heh. To nie jedyny rekord, który wystąpi w dzisiejszym poście.
Drugim jest najdłuższy możliwy wstęp do konkluzji, do której zmierzam i którą uparcie omijam malowniczym (polakierowanym :-)) slalomem.
Zasadniczą treścią tego tekstu miało być pytanie: dlaczego odkładałam lekturę tej książki na rzecz książek przynoszonych przez znajomych?
Dotychczas racjonalizowałam sobie tę decyzję w ten sposób, że nie wypada cudzych książek trzymać w nieskończoność, a swoją własną mogę przeczytać w dowolnej chwili.
Problem w tym, że ta racjonalizacja wydaje mi się teraz kulawa.
Czyż nie należało raczej kierować się wcześniej podjętą decyzją? - Skoro postanowiłam przeczytać „Cukiereczki”, to powinnam czytać „Cukiereczki”, a nie coś, co ktoś inny uznał właśnie za warte przeczytania. Prawda?
Postępując inaczej, postępowałam analogicznie do tego, co robimy niemal codziennie i odruchowo. Przebywając w czyimś towarzystwie – zwłaszcza osób znanych i bliskich –odbieramy telefony od innych ludzi. Tak, jakbyśmy liczyli na to, że telefonująca osoba zapewni nam więcej rozrywki. Albo jakbyśmy się bali, że coś nas może ominąć.
Tyle, że kiedy wracamy po rozmowie telefonicznej do realnego towarzystwa, to jest trochę tak, jakbyśmy wracali tylko dlatego, że nic lepszego nam się nie trafiło.
Niezbyt to sympatyczne.
Ale i tak wszyscy wciąż będziemy to robić. Prawda?
No chyba, że wszyscy znienacka zaczniemy praktykować zen i nauczymy się w końcu skupiać na TU i TERAZ.
Czego wszystkim nam serdecznie życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa