piątek, 15 lutego 2008

gor(sz)e kino


...albo: gorszące


Pozostanę jeszcze jeden dzień w powalentynkowych czerwonościach i napiszę o moich kontaktach z... gore. ;-)
Mój stosunek do filmów tego rodzaju można obrazowo określić jednym słowem: przerywany. ;-D Czasem zdarza się, że mam ochotę coś obrzydliwego obejrzeć, ale to zdarza się rzadko i coraz rzadziej – chyba dlatego, że trudno coś nowego w tej dziedzinie wymyślić, a jeszcze trzeba rywalizować z mondo movies (czyli dokumentami pokazującymi prawdziwą śmierć), których pełno w mediach.
Kilka dni temu uznałam, że moja wrażliwość została już na tyle przytępiona, że bez szkody dla zdrowia mogę w końcu obejrzeć film uznawany w niektórych kręgach za klasykę gatunku i... zakazany w rekordowej ilości państw (różne źródła podają na ten temat sprzeczne informacje, ale wszystkie są zgodne w jednym – pod tym względem ten film jest rekordzistą). Film, na planie którego zabijano zwierzęta. Film, którego twórcy stanęli przed sądem, a reżyser fotografował się z aktorami, żeby zdementować plotki, że oni też zginęli podczas zdjęć.
Po tym co napisałam, znawcy gore zorientowali się już, że obejrzałam „Cannibal Holocaust”, znany też pod tytułem „Green Inferno”. Dodam, że nie przeceniłam swoich sił i obejrzałam film od początku do końca, bez przerw na torsje.
Trochę się temu dziwię i teraz przerażam sama siebie ;-)
Rozumiem konwencję gore, więc nie zdziwiła ani nie oburzyła mnie fabuła nastawiona na pokazanie pełnych przemocy i naprawdę drastycznych scen. No, może trochę się zdziwiłam kiedy profesor Monroe z przewodnikami śledził kanibali – powiem tylko tyle, że to ewidentnie na tych scenach wzorują się twórcy W11 ;-)
Właściwie tylko jedna kwestia budzi poważne zastrzeżenia: dlaczego, do cholery, zamordowali prawdziwego ostronosa, prawdziwego żółwia i prawdziwą małpę (źródła podają, że dwie, bo scenę z małpką kręcono dwa razy)? Ludzi mordowali sztucznych (tak, wiem co napisałam), a zwierzęta musieli prawdziwe? I to jeszcze TAK?
Nie podobają mi się te sceny, nie podoba mi się myśl, że można tak kręcić filmy, ale jest też coś dwuznacznego w twierdzeniu, że owszem, zabijamy zwierzęta, ale nie pokazujemy tego w filmach.
Tak, proszę państwa, zabijamy zwierzęta, jemy ich mięso, ubieramy się w ich skóry, ale karzemy filmowców, którzy pokazują śmierć zwierzątka w filmie rozrywkowym.
O rany! Skojarzenie „Cannibal Holocaust” z rozrywką brzmi okropnie.
Muszę porozmawiać z psychiatrą.
Nie oglądajcie tego filmu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa