środa, 13 lutego 2008

?


Zdarza się, że oglądam jakiś film ponownie i ze zdziwieniem stwierdzam, że odbieram go inaczej niż za pierwszym razem. Na przykład ostatnio okazało się, że podoba mi się „Matrix”, którego za pierwszym razem nawet nie obejrzałam do końca (ściśle rzecz biorąc nie obejrzałam do końca pierwszej części, a kolejnych nawet nie zaczynałam oglądać).
Zastanawiam się teraz czy to zależy od nastroju, czy raczej jest dowodem na to, że moja tożsamość nie jest ukształtowana ostatecznie, nie jest stabilna. Ale czy można oceniać tożsamość/charakter człowieka na podstawie tego, jakie filmy lubi? Jeśli tak, to ciekawe jak świadczy o mnie to, że czasem czuję potrzebę obejrzenia filmu z gatunku gore? ;-)
Jednak w przededniu Walentynek nie oglądałam hektolitrów sztucznej krwi (poza tą odrobiną w filmie, który akurat emituje tivi), ale zrepetowałam czeską komedię, o której już kiedyś pisałam: „Mężczyzna idealny”. Przy tym filmie zdziwienia nie było – podobał mi się tak samo jak za pierwszym razem :-)
Nie niesie żadnego przesłania dla potomnych, nie skłania do refleksji egzystencjalnych...
A jednak lubię ten film.
Doprawdy, trudno nie wpaść w dobry nastrój, kiedy przez ekran pomyka parada ekscentryków, świetnie zagranych przez niezłych aktorów i umieszczonych w historii wcale nie tak banalnej, jak twierdzą niektórzy.
A do tego w tle moja mała miłość – język czeski... ;-)
Kiedy myślę o tym filmie, moja dusza komentuje jego fabułę słowami piosenki Karoliny Kozak i podśpiewuje sobie:
nie ma sensu szukać już
z nikim wcześniej nam nie było tak
szansę mógł nam dać sam Bóg
ostatni raz


Co ma „Matrix” wspólnego z „Mężczyzną idealnym”?
Chyba tylko moje skojarzenia.
Morfeusz (Laurence Fishburne) z „Matrixa” i Oliver (Marek Vašut) z „Mężczyzny idealnego” są podobni do jednego faceta, któremu kazałam spadać. A teraz patrzę na szczękę i usta Morfeusza i widzę twarz tego faceta. Patrzę na uśmiech i mimikę Olivera i widzę twarz tego faceta...
I co to niby ma znaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa