piątek, 2 listopada 2007

wczoraj...


...mama zaciągnęła mnie na mszę na cmentarzu.
Widziałam księdza, który najpierw bardzo dokładnie się uczesał oraz wygładził włosy rękami, a potem tymi ręcami i tymi palcyma udzielał komunii świętej. Możecie być pewni, że do niej nie przystąpiłam. I już chyba nigdy i nigdzie nie przystąpię do komunii, choć zasadniczo czuję się pogodzona z każdym Bogiem, więc i z tym chrześcijańskim również.
Nie dość, że przeżyłam kolejną w swoim życiu TRAUMĘ, to jeszcze musiałam wysłuchać beznadziejnego kazania, choć doprawdy trudno o lepszą niż wczorajsza okazję do nawracania na dowolną wiarę.
Ksiądz mówił i mówił i mówił...
Niestety, nie powiedział, o czym mówił ;-)
W związku z powyższym postanowiłam sama napisać kazanie, które chciałabym usłyszeć na cmentarzu. Jak już napiszę, to Wam pokażę.
Cieszycie się, prawda? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa