czwartek, 22 listopada 2007

powtórka z rozrywki


Dni przelatują przeze mnie jak woda przez durszlak.
I wszystko mi zwisa.

Po powrocie z pracy – śpię.
W nocy pracuję.

Jeszcze trzymam fason, ale już się zastanawiam – po co.

Tyle już było odpowiedzi...
Ale wszystkie znienacka zapomniałam.

nowa złuda nowa myśl
to wciąż za mało moje serce
żeby żyć


Czy nic pięknego i dobrego nie istnieje, czy w moim oku utkwił kawałek lustra stłuczonego przez uczniów czarciej szkoły?

ile jeszcze we mnie wiary
ile jeszcze we mnie samej sił
by dalej żyć w taki czas


Ile razy można się rozpadać na kawałeczki i składać od nowa?

Skoro mój (dobro)stan nigdy dotąd nie okazał się stabilny, to chyba znaczy, że w tej układance, którą jestem, jakiś element nie pasuje.
Do buta mojej duszy wpadł jakiś wredny kamyk.
Istnieje jakieś słabe ogniwo, które pęka w najmniej spodziewanej i najgorzej wybranej chwili.

dławi mnie tlen
a każdy dzień wymyka się


Chciałbym ten niepasujący element jakoś zidentyfikować i odrzucić, ale nie mam pomysłu na żaden nowy crash test.

Trzymam się jeszcze myśli o kalejdoskopie, w którym różne elementy, nawet poukładane bezładnie, tworzą efektowne kompozycje...

Ale kiedyś upadnę o jeden raz za dużo.

Może to już teraz?

my skin's intact
I am only staring at the blade


4 komentarze:

  1. Napewno wkrótce taka efektowna kompozycja powstanie. Trzeba mocno w to wierzyć.
    Pozdrawiam, groszek

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana aalaaskoo!
    To smutne...
    To bardzo smutne, że nawet taki ktoś jak Ty traci wiarę.
    Ktoś jak Ty, czyli osoba pozytywnie nastawiona do świata, aktywnie poszukująca sensu i swojego miejsca, optymistka, która swą siłą, konsekwencją i zdecydowaniem realizuje wyznaczone cele. To co możemy zrobić my - nie tak silni, dający ponieść się emocjom, wabieni złudzeniami, ulegający presjom i własnym słabościom? Jeśli czerpię siłę z Twojej postawy, to - oczywiście oprócz tego, że możesz mnie nazwać pasożytem :) - załamuję się również wtedy, gdy Ciebie ogarniają wątpliwości. Zastanawiam się, co można zrobić, napisać, żebyś odzyskała wiarę w sens, dawną pewność siebie, żeby omijały Cię wszelkie kryzysy.
    Nie wiem.
    Sama miewam chwile zwątpienia, więc zdaję sobie sprawę, że jakiekolwiek słowa pociechy mogą nic nie znaczyć albo odnieść wręcz odwrotny skutek. Cóż innego można na to poradzić?...
    Może przestać się przejmować, nie starać się, zająć się przyjemnościami, zapomnieć, zagłuszyć dręczące myśli? Dobre, ale tylko na chwilę. Potem wszystko wraca jak bumerang powiększone o wyrzuty sumienia.
    Jedyna w miarę sensowna myśl, jaka mi przychodzi do głowy, to zwrócić się do przyjacioł. Po co? To chyba zależy od przyjaciół :). Po słowa otuchy, gest zrozumienia, poradę, wskazówkę, cokolwiek, co by rozwiało wątpliwości i pozwoliło powrócić na dobry tor. Niech Cię zarazi optymizmem osoba, która lubi tę porę roku i śnieg.
    Wiem, że na rozczarowanie życiem nie ma recepty, ale próbuj wszystkiego.
    Jestem jak zwykle spóźniona, gdyż - sądząc po kolejnym poście - już się pozbierałaś, zatem moja pisanina może być już tylko "dobrą radą" na przyszłość (choć mam nadzieję, że nie będzie potrzebna).
    Ważne jest i należy Cię za to podziwiać, że mimo wszystko potrafisz nawet w najgorszej beznadziei znaleźć światełko.
    Jedyne, co może niepokoić to fakt, że to często cierpienie innych nas pociesza. Nie powinno tak być, ale skoro to jedyna metoda...
    Ale tu już pojawia się całkiem inny, wiecznie aktualny problem celu uświęcającego środki.
    Trzymam kciuki, żeby złe nastroje, które Cię czasem dopadną, szybko mijały.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. groover: Nie pocieszyło mnie cierpienie innych, ale rozwinę ten temat... kiedyś ;-)
    Na razie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa