wtorek, 7 września 2010

martwa natura z półżywą aalaaskąą w tle

Ostatnio tematem przewodnim tutejszych wpisów bywała przyroda ożywiona, więc dzisiaj, dla odmiany, skupię się na przyr… tj. cywilizacji nieożywionej.

Aczkolwiek, na przekór temu zamysłowi, uparcie i bez związku z czymkolwiek oraz ze wszystkim przypomina mi się zwierzątko z „Restauracji na końcu Wszechświata” Douglasa Adamsa, które samo oferowało się do zjedzenia…
Chyba nic mną bardziej prowegetariańsko nie wstrząsnęło, nawet najbardziej szokujące fotorelacje z rzeźni czy kurzych ferm, niż ta wizja. A fakt, że po takiej traumie nadal mięsko wpierdalam, najdobitniej świadczy o tym, że jestem niereformowalna ;-)

Tzw. kultura materialna jest ostatnio niemal równie oporna we współpracy jak mój umysł i moja silna wola.

Prawie dostałam zawału, kiedy pendrive zawierający efekty wielu godzin mojej ciężkiej pracy odmówił współpracy i osiągnął oświecenie oraz urzeczywistnił pustkę.
Na szczęście wystarczyło użycie programu EasyRecovery, żeby temu zaradzić, za co BIG THANKS dla jego twórczyń i twórców – życie mi uratowali, bo ten zawał już był w ogródku, już witał się z gąską.

Później Tidżej ni z tego ni z owego poinformował, że zasilacz podłączony, ale nie ładuje, co bynajmniej nie podziałało kojąco na moje nerwy.
Na szczęście wystarczyło odrobinę połaskotać go po stykach baterii, żeby zmienił zdanie.

Następnie Bordokrówka oświadczyła, i to publicznie, że ma pełny zbiornik gazu, a pan na stacji jakoś doprawdy dziwnie na mnie patrzył, kiedy mówiłam, że to niemożliwe.
Jakoś nie wierzę, że te 600km od ostatniego tankowania przejechałam perpetuum mobilem, więc chyba zepsuł się zawór, co jest sugestią pana ze stacji, bo ja przemyśleń na temat zaworów nie miewam.
Na sposób pozbycia się tej awarii nie mam żadnego pomysłu, poza tym jednym, żeby dać ogłoszenie treści następującej: oddam samochód w dobre ręce, bo za siebie nie ręczę ;-)

Na koniec dodam akcent pozytywny i wyjawię, że istnieje jeden [słownie: jeden] element kultury materialnej, który ostatnio działa lepiej niż kiedyś, a już na pewno CISZEJ. A jest to stepper, który dotychczas „smarowałam” różnymi „profesjonalnymi” olejami do sprzętów sportowych, co na krótko go uciszało, aż poszłam wreszcie po rozum na forum internetowe i dowiedziałam się, że najlepiej do takich celów nadaje się WD-40 i niniejszym potwierdzam: nadaje się. Stepper nie skrzypi już trzeci tydzień. Ufff!


ps
Właśnie uświadomiłam sobie, że mój stepper jako jedyny, spośród używanych na co dzień urządzeń, nie posiada imienia. Może to właśnie tego tak długo i głośno się dopominał? O ja taka i owaka niedomyślna!
Ciekawe czy spodoba mu się stare słowiańskie imię: Myślidar…? ;-)


ps 2
Jutro nów księżyca, więc wg. „wyznawanej” przeze mnie szkoły numerologicznej zacznie się nowy rok numerologiczny, a to znaczy, że skończy się wreszcie ten mój masakrytyczny dziewiąty rok masakrytycznego cyklu życiowego.
Już nie mogę się doczekać!
[Czymś się trzeba łudzić, nie?]




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa