niedziela, 16 grudnia 2007

bart(h)er wartości


Przypadkiem trafiłam na tę recenzję, a dzięki niej przeczytałam „Koniec drogi” Johna Bartha.
I niniejszym stwierdzam, że było warto.
Fabuła zainteresowała mnie dopiero po dłuższej chwili, a na początku zaciekawiły mnie dwie rzeczy: absurdalnie szczegółowe opisy pozycji ciała [później sprawa się wyjaśnia] i pewien specyficzny rodzaj poczucia humoru, trochę kojarzący mi się z Raymondem Chandlerem, którego uwielbiam.
Może to dziwne, ale zdania wielokrotnie złożone typu:
„Zostałem przedstawiony przez dr. Schotta pannie Banning, nauczycielce hiszpańskiego i francuskiego, kobiecie w typie kochanej-starszej-pani, którą należy przyjąć taką, jaka jest, skoro niczego innego zrobić z nią nie można; dr. Harry’emu Carterowi, wykładowcy psychologii, chudemu, staremu nauczycielowi, na widok którego człowiek dziwił się od razu, co on może robić w Wicomico, lecz zdziwienie to nie było aż tak wielkie, żeby nie pozwalało dojść do wniosku, że dr Carter niechybnie ma swoje powody; i wreszcie panu Josephowi Morganowi, harcmistrzowi oraz wykładowcy historii starożytnej, historii Europy i Ameryki.
śmieszą mnie bardziej niż – nie przymierzając – użycie spermy w roli żelu do włosów [Sposób na blondynkę].

Gdybym miała opowiadać o tej książce przed zakończeniem lektury, pewnie stwierdziłabym, że pobudza ona tylko intelekt czytelnika, ale jej zakończenie tak zszokowało moje sensory emocji, że gdybym czytała ją jeszcze raz [a na pewno kiedyś to zrobię] – byłabym rozemocjonowana od początku lektury do jej zakończenia.

Konstrukcja powieści opiera się na najbardziej chyba wyeksploatowanym przez literaturę pomyśle – na skonfrontowaniu bohaterów o różnym podejściu do życia. Barth zrobił to po mistrzowsku – czytelnik w jednej chwili myśli, że to niemożliwe, takich ludzi nie ma, a w drugiej, że to wszystko jest możliwe i z łatwością mogło się zdarzyć. A do tego forma i treść powieści są absolutnie kompatybilne.

Zalinkowana recenzja - poza drobnymi szczegółami - zawiera treści zgodne z moimi wrażeniami, więc nie będę się dalej nad tą książką rozwodzić. Zdecydowanie i absolutnie nie zgadzam się tylko ze stwierdzeniem, że „Doktor reprezentuje w „Końcu drogi” próbę powrotu do utraconej niewinności”, ale niech każdy czytelnik sam stwierdzi, kim jest Doktor.

Na pewno będę jeszcze wracała myślami do tej historii i poglądów Jacoba Hornera – przede wszystkim do tych, przejawiających w następujących fragmentach teksu:

Zamiana doświadczenia na mowę – owo klasyfikowanie, kategoryzowanie, konceptualizowanie, wpychanie doświadczenia w gramatykę i składnię – stanowi nieuchronnie i zawsze zdradę doświadczenia, jest falsyfikatem; ale tylko w takiej zdradzonej postaci można mieć doń dostęp i tylko dzięki takiemu dostępowi mogłem się czasem czuć człowiekiem, żywym i wierzgającym

(...) mimo iż groźba gwałtu napawała mnie strachem spychała mnie natychmiast na stanowisko obronne, a jeżeli obrona wskazuje na poczucie winy, to jest jednocześnie od tej winy uwolnieniem; morderca zaaferowany wymigiwaniem się od kary niewiele ma czasu na kontemplowanie ohydy swojego czynu.

Oto paradoks: w każdym złożonym społeczeństwie człowiek jest zazwyczaj wolny do tego stopnia, do jakiego akceptuje normy obowiązujące w tym społeczeństwie. Kto jest bardziej wolny w Ameryce? – zapytałem na koniec. – Człowiek, który buntuje się przeciwko wszystkim prawom, czy człowiek, postępujący zgodnie z nimi tak automatycznie, że nigdy nawet o nich nie pomyśli?

Na pewno zadumam się jeszcze nie raz [i nie dwa] nad zaleceniem Doktora, stanowiącym element kuracji Hornera, żeby nie dał się osaczyć przez alternatywy i stosował zasady Lewostronności, Poprzedzania i Pierwszeństwa Alfabetycznego. Oto szczegóły:
Jeżeli się zdarzy, że alternatywy wystąpią jedna obok drugiej, to wybieraj tę z lewej strony; jeśli będą następować po sobie w czasie, to wybieraj wcześniejszą. Gdyby jedno i drugie nie pomogło, wybieraj tę, która zaczyna się na wcześniejszą literę alfabetu.
Najstraszniejsza jest myśl, że naprawdę dałoby się tak przeżyć życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa