poniedziałek, 5 lipca 2010

Armageddon was yesterday – today we have a serious problem

Miałam parę kilo czasu, więc zabrałam się za książki Stiega Larssona.
Leżały dotąd odłogiem nie tylko dlatego, że nie miałam czasu na czytanie – chciałam raczej, żeby wyblakły mi w pamięci filmy nakręcone na ich podstawie.
Po przeczytaniu całego cyklu „Millenium” wspomnienia filmowe ożyły o tyle, że zaczęłam się zastanawiać, czy po ich obejrzeniu Larssona trafiłby szlag, czy by nie trafił. I nie chodzi o to, że te filmy są złe, bo nie są, ale o to, że wypaczono w nich zamysły autora. Moim zdaniem w zasadniczych kwestiach i w sposób niczym nieuzasadniony.

Jeśli jeszcze nie przeczytałaś/przeczytałeś trylogii „Millenium” – ZRÓB TO.

Czyta się szybko, mimo budzącej szacunek ;-) objętości każdego tomu. A tematyka powinna chyba zainteresować każdego, skoro mamy do czynienia jednocześnie z kryminałem, dramatem psychologicznym, thrillerem, powieścią sensacyjną, detektywistyczną… itede
Co ciekawe, są tacy, którzy twierdzą, że wszystkie opisane przez Larssona afery wydarzyły się naprawdę.


A teraz cienka szara linia, której nie należy przekraczać, jeśli nie przeczytało się trylogii „Millenium” Stiega Larssona lub nie obejrzało się wszystkich filmów nakręconych na ich podstawie.


Które zmiany, wprowadzone przez scenarzystów, najbardziej nie przypadły mi do gustu?

Primo
Nie rozumiem, dlaczego nie pokazano stylu życia Mikaela Blomkvista, a pośrednio również Eriki Berger?
Romans mężatki i rozwodnika nie wydał się filmowcom zbyt niegrzeczny [aczkolwiek z Mikaela, o ile dobrze pamiętam, zrobili kawalera], ale już pokazanie, że mąż Eriki nie ma nic przeciwko temu, a poza Eriką Mikael sypia z innymi kobietami [nie tylko z Lisbeth, nie tylko!] i jej to nie przeszkadza, to już było za wiele?

Secundo
Nie rozumiem, dlaczego zasugerowano, że Lisbeth zaczyna unikać Mikaela, gdyż obawia się miłości po tym, jak jej matka została wyjątkowo źle potraktowana przez ukochanego mężczyznę?
Ta zmiana – kiedy ją przemyślałam – zirytowała mnie szczególnie, bo wydaje mi się, że Larsson, nie pisząc tego wprost, pokazał, jak powinna się zachować osoba, która ma wobec innego człowieka oczekiwania, których on nie może spełnić.
Kiedy Lisbeth uświadamia sobie, że zakochała się w Mikaelu i czuje zazdrość, widząc go z Eriką, nie żąda od niego, żeby z Eriką zerwał, bo zna jego przeszłość i wie, że właśnie z powodu Eriki rozpadło się jego małżeństwo. Zamiast tego – rezygnuje ze związku z nim. Nie dlatego, że to było łatwe, ale dlatego, że chciała więcej niż on mógł jej dać.

Tertio
Nie pojmuję, dlaczego w „Zamku z piasku, który runął” zrobiono z Eriki Berger taką tchórzofretkę?
Tego Larsson filmowcom by nie wybaczył!

Bo Stieg Larsson był zdeklarowanym feministom i widać to wyraźnie w jego powieściach, za co polubiłam go jeszcze bardziej niż za to, że był numerologiczną 33 ;-)

Bardzo, bardzo spodobał mi się motyw z Tą z TV4. To ona, Ta z TV4, jako pierwsza spośród wszystkich dziennikarzy spoza „Millenium” zainteresowała się aferą Wennerströma, ale kiedy o aferze mówili już wszyscy – temat został przekazany jej kolegom, MĘŻCZYZNOM. Gdy Mikael Blomkvist to zauważył, oświadczył, że będzie rozmawiał tylko z nią. Stacja chciała kręcić z nim wywiady, więc musiała ulec.
A do ciekawostek należy dodać, że Mikael zachował się WZORCOWO pomimo tego, że Ta z TV4 jako jedna z nielicznych nie chciała iść z nim do łóżka ;-)



Kiedy tak sobie rozmyślam o feminizmie Larssona, to szlag mnie trafia na myśl o tym, co się wyrabia w moim kraju. W kraju, w którym kandydat na prezydenta – i wybrany na tegoż – emituje spot wyborczy, w którym żona podaje mu zupę, bo był grzeczny, a kiedy feministki zwracają na to uwagę, to przekracza granice żenuły w tłumaczeniach i oburzeniu. A przede wszystkim – w braku zrozumienia sedna sprawy.

Powiedzcie, bo mnie to męczy, czy naprawdę tak trudno było zrozumieć meritum?

Po protestach feministek Bronisław Komorowski, wespół z żoną, wmawiał społeczeństwu, że on też wykonuje prace domowe. Ale skoro tak, to powstaje pytanie: dlaczego to nie taką scenę pokazano w spocie wyborczym?
Czyż dokonany wybór nie świadczy najdobitniej o obowiązującej w naszym kraju „normie”? I czy utrwalanie owej chorej „normy” przez polityka pretendującego do stanowiska prezydenta nie świadczy źle o tym polityku?

Jeszcze fatalniej postąpiła Anna Komorowska, kiedy z oburzeniem stwierdziła, że – nie cytuję tylko streszczam własnymi słowami – feministki walczą przecież o to, żeby każda kobieta mogła żyć tak, jak chce, więc i ona może być „kurą domową”, skoro tego chce.
Nie wiem czy ktoś tej pani [teraz już First Lady, cholera] wyjaśnił, że faktycznie może sobie robić co chce i być kim chce, ale jeśli jest żoną polityka w kraju, w którym naprawdę wielkim problemem jest walka z wyzyskiem kobiet i brakiem równouprawnienia, to afiszowanie się właśnie w TAKIEJ sytuacji i promowanie właśnie TAKIEGO stylu życia nie świadczy dobrze ani o kompetencjach polityka ani o inteligencji jego żony.

Już Arystoteles rozumiał politykę jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne. A wg Wikipedii współczesna definicja polityki zakłada, że jest to:
działalność polegająca na przezwyciężaniu sprzeczności interesów i uzgadnianiu zachowań współzależnych grup społecznych i wewnątrz nich za pomocą perswazji, manipulacji, przymusu i przemocy, kontestacji, negocjacji i kompromisów, służąca kształtowaniu i ochronie ładu społecznego korzystnego dla tych grup stosownie do siły ich ekonomicznej pozycji i politycznych wpływów.

Obserwując zachowanie nowo wybranej pary prezydenckiej można dojść do wniosku, że albo feministki mają marną pozycję i zero politycznych wpływów, albo Bronisław Komorowski jest zwolennikiem polityki średniowiecznej, której zasadniczym celem było uzasadnianie uprzywilejowania jednych i braku praw innych.


ps
Uroczyście oświadczam, że tytuł tego „odcinka” nie jest aluzją do wydarzeń dnia wczorajszego [w sensie wyborów prezydenckich] – jest to text z jednej spośród koszulek Lisbeth Salander, którą to Lisbeth niniejszym zaliczam do grona moich ulubionych bohaterek literackich.
Jej twórcę, Stiega Larssona, zaliczam do grona moich ulubionych pisarzy i ulubionych ludzi. Ostatecznie: Nie śmierć rozdziela ludzi, lecz brak miłości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa