sobota, 12 czerwca 2010

czarna krowa w kropki bordo żarła trawę kręcąc mordą

No i stało się. Moje autko – taka jego mać niedobra – zapracowało sobie na imię.
Będzie się zwało KROWA.

Zaczęło się od kumpla, który zapytał jaki kolor ma mój nowy nabytek [było dużo gadania o tym, że najbardziej ucieszyłoby mnie auto w kolorze zielonym], a kiedy usłyszał, że bordowy, to wymruczał: „Czarna krowa w kropki bordo…
Najpierw myślałam o niej pieszczotliwie Bordokrówka, ale jak mi przedwczoraj zastrajkowała - akurat kiedy jechałam ją zarejestrować, to… @#$%!
Musicie jednak przyznać, że ma, KROWA jedna, wyczucie chwili ;-)
Dwie przecznice przed urzędem właściwym do sprawy rejestracji, tuż przed skrzyżowaniem, znienacka zgasła. Na amen. Znam ten objaw, bo mi go już kiedyś ŻABA [poprzednie autko] zaprezentowała, więc wzywając siły ratunkowe w postaci taty i brata powiedziałam, żeby z rozbitej ŻABY zabrali akumulator i wmontowali go KROWIE.
Bardzo mnie później za ten pomysł pochwalili.

Popijając - ZNACZNIE PÓŹNIEJ, gdyż w urzędzie właściwym do sprawy wyczekałam się niemal jak Polska na niepodległość – piwko, pękaliśmy ze śmiechu, wyobrażając sobie, co też pomyśleli ludzie będący świadkami takiej oto sceny: autko gaśnie przed skrzyżowaniem, przypadkowo przechodzący panowie spychają je na bok, po czym kierująca pojazdem kobieta wyjmuje z ramek tablice rejestracyjne i dzierżąc je w dłoni odchodzi w siną dal, porzucając w cholerę troszkę byle jak zaparkowany pojazd… ;-)

Miedzy miejscem, które Bordokrówka wybrała sobie na niezaplanowany popas, a urzędem właściwym znajduje się komisariat policji, ale to nie powstrzymało moich prywatnych służb ratunkowych przed przejechaniem tej trasy samochodem ze zmienionym co prawda akumulatorem, ale bez tablic i dokumentów, więc bawiło mnie też wyobrażenie sobie rozmowy z policjantem na temat takiego przebiegu akcji ;-) ONI twierdzili, że nie byłby żadnego problemu, a ja nadal mam w tej kwestii wątpliwości.

Wczoraj wyruszyłam do pracy w przekonaniu, że wszystko jest OK, ale po przejechaniu kilku kilometrów, kiedy wyprzedzałam ciężarówkę – co musiałam odpowiednio zasygnalizować – uderzył mnie w oczęta blask dwóch zapalających się znienacka kontrolek. Jednej z czerwonym ideogramem akumulatora i drugiej – z żółtym ideogramem samochodu z kluczem. Troszkę od czasu do czasu prychało, troszkę szarpało, kontrolki świeciły światłem ciągłym, ale ja twardo jechałam dalej.
I dojechałam do ZAKŁADU.

Na parkingu odbyłam szybką konferencję telefoniczną z teamem mechanicznym i usłyszałam, że mam spróbować wrócić do domu autem w takim stanie, w jakim jest, ewentualnie jadąc bez świateł, a szukanie przyczyn odłożymy na sobotę.
No to wyruszyłam do domu, zgodnie z zaleceniem teamu. Na początku trochę szarpało i prychało, więc jechałam bez świateł i starałam się nie włączać kierunkowskazów.
Notabene, tym sposobem, doświadczalnie, przekonałam się o solidarności braci kierującej pojazdami, gdyż niemal każdy mijający mnie samochód „mrugał” światłami…
Bardzo wam wszystkim dziękuję, kochani jesteście! :-)
Starałam się unikać włączania kierunkowskazów, więc przez jakiś czas jechałam za powolną ciężarówką, wyprzedzając ją dopiero wtedy, kiedy droga za nami i przed nami była całkiem pusta. Oczywiście wciąż jechałam bez świateł i nie włączałam kierunkowskazów.
Pozdrawiam kierowcę ciężarówki ;-)
I w tym właśnie momencie kontrolki zgasły.
Pojechałam trochę dalej i postanowiłam zaszaleć, więc włączyłam światła.
I nic.

Dojechałam do domu jak gdyby nigdy nic, ale team twierdzi, że będziemy wymieniać regulator w alternatorze.
No, ładnych słów użyli, nie powiem ;-) ale ja i tak sądzę, że Bordokrówka wyczuwa po prostu moje emocje – im bliżej ZAKŁADU tym jej gorzej, a im dalej – tym lepiej ;-)

Na szczęście najgorsze szychty odpracowałam w minionym tygodniu, więc już w poniedziałek będę jechała do ZAKŁADU na mniejszym wqrwie, a Krówka – mam nadzieję – na nowym regulatorze, więc powinno być lepiej.

A najlepszym antidotum na wszelkie smutki są obecnie truskawki.

Bordowe ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa