wtorek, 4 sierpnia 2009

cóż tam, panie, u aalaaskii?


Mój ojciec złamał sobie nogę w starciu z kwiatem doniczkowym.
Ani kwiat, ani jego doniczka nie odnieśli żadnych obrażeń.
Starcie miało miejsce w późnych godzinach wieczornych, więc ojciec najpierw odtańczył (mentalnie) samczy taniec chojraka, który wszystko zniesie, a następnie – dokładnie o północy – zawiozłam go na pogotowie, gdzie poszkodowaną kończynę „sfotografowano” i zagipsowano.
Ojciec ostatecznie zrezygnował z roli odpornego na ból twardziela, więc zażądał natychmiastowego nabycia przepisanych tabletek przeciwbólowych.
I z dobrego serca radzę Wam zapamiętać ich nazwę:
OLFEN (Diclofenacum)
albowiem po zażyciu trzech z nich, pacjent dostał rozstroju żołądka.
Po dwóch dniach – które ojciec spędził głównie na rzyganiu – pojechaliśmy, znowu w środku nocy, na pogotowie, gdzie absolutnie nie zwracaliśmy uwagi na marudzenie o lekarzu rodzinnym, więc ojciec został pobieżnie zbadany i przyjęty do szpitala na obserwację.
A w szpitalu spotkał dwóch innych panów, którzy brali ten sam lek i też mieli interesujące dolegliwości żołądkowe. Każdemu z nich Olfen przepisał inny lekarz, ale żaden z tych trzech lekarzy nie zainteresował się, czy nie ma przeciwwskazań do jego zastosowania i nie ostrzegł przed skutkami ubocznymi.

Producentowi Olfenu i jego przedstawicielom handlowym niniejszym gratuluję udanej kampanii reklamowej/promocyjnej.

Dla mojego ojca to jednak nie była taka tragedia, jakby się mogło wydawać, ponieważ po zrobieniu wszystkich badań, które lekarzom przyszły do głowy, okazało się, że ma guz na żołądku.
Obecnie jest już po operacji i czuje się dobrze.
Za kilka dni dowiemy się czy to był nowotwór łagodny, czy złośliwy.

1 komentarz:

  1. Oby wszelkie wyniki i diagnozy były po Twojej myśli.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa