niedziela, 8 lutego 2009

krótka historia o miłości (aczkolwiek z długą dygresją) ;-)


Mój brat, jego szwagier i ja mieliśmy do załatwienia interesy mniej więcej w tej samej części Wszechświata. Interesy całej trójki należały do gatunku tych, które załatwia się szybko i wraca, więc wyruszyliśmy razem w kilkugodzinną podróż. Przemieszczaliśmy się samochodem mojego brata – jego nowym nabytkiem, co ma w tej historii pewne znaczenie – a towarzystwo było mieszane nie tylko jeśli chodzi o płeć, ale również w kwestii stosunku do nikotyny. Mój brat i jego szwagier są nałogowymi palaczami, a ja – wiadomo.
W pewnej chwili szwagier mojego brata zadał mojemu bratu pytanie, po którym szczęka mi opadła. Brzmiało tak:
- Czy w tym samochodzie można palić?
Osłupiałam. Zdębiałam. Odpadłam.
Po raz kolejny okazało się, że mózg typowego palacza pracuje w jakimś niezrozumiałym i niepojętym dla mnie trybie – np. do tego kolesia jeszcze nie dotarło, że nie powinien palić przy kimś, kto się na to nie zgadza, aczkolwiek dotarło do niego, że niektórzy ludzie nie chcą, żeby im palić w samochodach.
Dlaczego dla palaczy nie liczy się zdrowie i komfort niepalących?
Dlaczego z taką łatwością wyszukują sobie wymówki?

Czas na długą dygresję ;-)
Będą to myśli/historie/wspomnienia, które przyszły mi do głowy po usłyszeniu pytania szwagra mojego brata.

Kiedy odbywałam praktykę studencką w urzędzie pracy, mój chwilowy szef palił w pokoju, w którym oprócz niego były trzy niepalące osoby – mimo uszu puszczał wszystkie nasze aluzje i nie reagował na pokasływanie, choć już od dawna obowiązywał zakaz palenia w zakładach pracy. A kiedyś zrobił coś, co na amen zapadło mi w pamięć: rozmawiał z kimś, komu odbierano zasiłek dla bezrobotnych (o ile dobrze pamiętam, to ktoś doniósł, że ten człowiek gdzieś pracuje) i w pewnej chwili zapytał:
- Nie będzie panu przeszkadzało, że zapalę?
Pozbawiany właśnie zasiłku petent odparł:
- Gdybyśmy byli u mnie, to powiedziałbym, że ja nie palę i u mnie się nie pali, ale tutaj jesteśmy na pańskim terenie...
Co zrobił mój ówczesny szef po takiej odpowiedzi?
Zapalił papierosa.

Moja mama w czasie prac remontowych w miejscu pracy musiała się na jakiś czas ewakuować, razem z jeszcze jedną panią, do innego pokoju. Ten pokój „należał” do pani palącej, a mama i jej koleżanka nie paliły, więc konflikt interesów był nieunikniony. Pani paląca czuła się „bardziej u siebie”, więc trochę ją złościło, kiedy była przez niepalące współpracowniczki wyrzucana za drzwi i nijak nie potrafiła zrozumieć, co im tak przeszkadza. Remont się przedłużał, pani paląca się zawzięła i rzuciła palenie. A po dwóch tygodniach... sama zaczęła wyrzucać z pokoju ludzi, którzy – z przyzwyczajenia – wchodzili tam z papierosami albo usiłowali je zapalić. Uczciwie przyznała, że dopiero teraz rozumie, co tak złościło koleżanki zmuszone do przebywania w jej towarzystwie. I to był początek pięknej przyjaźni.

Bardzo lubię panią Joannę Chmielewską oraz jej książki i dotychczas uważałam ją za rozsądnie myślącą osobę, ale bardzo nieprzyjemnie zaskoczył mnie jej felieton w pierwszym numerze czasopisma „Bluszcz”. W tym felietonie pani Chmielewska lansuje pogląd, że zakazy palenia są nieuzasadnione i niesłuszne, a palacze są dyskryminowani. Znajduje się tam również wyznanie, że pani Chmielewska nigdy nie słyszała o żadnej ofierze palaczy, więc z niecierpliwością czekam na wyrok w sprawie pani Hanny Niewiadomskiej – jeśli sądowi wystarczy odwagi (na co liczę), to może wszyscy o takiej ofierze usłyszą.
A potem pewnie o kolejnych.

Wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się nos mojego bliźniego.

Czy to nie jest proste jak konstrukcja cepa?

Koniec dygresji.


Brat na pytanie swojego szwagra (Czy w tym samochodzie można palić?) odparł krótko: „Nie!” Szwagier mojego brata okazał lekkie zdziwienie, ale nie protestował i obaj palili tylko na postojach - na zewnątrz i z dala ode mnie.
Kiedy szwagier mojego brata załatwiał swoje sprawy, zadałam bratu pytanie:
- Ty naprawdę nie palisz w tym samochodzie czy tylko tak powiedziałeś, żeby mnie chronić?
Brat nic nie powiedział, tylko otworzył popielniczkę – była wypełniona petami...
Kocham tego faceta.


ps
Jak przekonać brata do rzucenia palenia?
Standardowe pomysły już wyczerpałam, więc teraz nie wiem... Zafundować mu akupunkturę? (I dostarczyć na miejsce przemocą, bo dobrowolnie nie pójdzie...?)

3 komentarze:

  1. Wynika z tego, że uczucie jest jak najbardziej odwzajemnione. :)
    Nic tylko pogratulować takich relacji z bratem.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja się kiedyś oduczyłem przeklinania, zajęło mi to jakieś 2 miesiące i naprawdę zadziałało (kto mnie zna ten wie, jaki to dla mnie nałóg;) Niestety, potem przyszła sesja poprawkowa i coś pękło.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jeśli paliłabyś kiedykolwiek, zrozumiałabyś jakie to fajne uczucie, tak jechać sobie, słuchać muzy i zapalić......ale brata masz w porządku, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa