czwartek, 25 września 2008

n i e d o w i a r y


Kiedy pisarz lub twórca filmu prezentował mi bohatera, który w jakiejś trudnej dla siebie chwili walił głową w ścianę, drzewo, stół czy co tam akurat miał w zasięgu czoła – taka reakcja wydawała mi się zazwyczaj nieprawdopodobnym udziwnieniem.
Ale w przyszłości będzie inaczej.
Albowiem (chyba już nie potrafię napisać notki bez tego słowa)... aż głupio się do tego przyznać... ale ten blog jest jedynym miejscem, gdzie mogę to zrobić... no to się przyznam:
Oryginalna forma troskliwości, okazywana mi przez moją rodzicielkę, wprawiła mnie w taki super nastrój, że aż pierdolnęłam głową w ścianę.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak to absurdalnie brzmi, ale jest faktem. Niezaprzeczalnym.
Ilekroć to sobie przypomnę – wybucham śmiechem. A że raczej nie jest to normalna reakcja na traumatyczne przeżycie – powoli zaczynam się zastanawiać czy nie uszkodziłam sobie jakiegoś ważnego ośrodka w mózgu.
Jedno jest raczej pewne: NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE ZROBIĘ.
I jedno pozostanie na zawsze tajemnicą – jaki wpływ na mój niemieszczący się w głowie objaw desperacji miał fakt, że czytałam właśnie książkę zawierającą text:
„Pomyślałam, że to trochę śmieszne, nosić nazwisko Darcy i stać samotnie na przyjęciu, z dumną i nieprzystępną miną. To tak jakby nazywać się Heathcliff i spędzić cały wieczór w ogrodzie, krzycząc: „Cathy” i waląc głową w drzewo.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa