niedziela, 16 marca 2008

cyberzwiązek


Próbowałam wpędzić firanki w depresję, żeby się same poszły powiesić, ale nic z tego nie wyszło. Klasyka: pani kazała, a musiała sama. Ale - dzięki inspiracji płynącej ze strony wybrańców narodu - wpadłam w końcu na pomysł, jak sobie różne przykre domowe obowiązki uprzyjemnić. Doniesienia o losie różniastych laptopów sprawiły, że zaczęłam się nad sobą zastanawiać i doszłam do smutnego wniosku, że jestem (byłam?) albo nienormalna, albo mało kreatywna, bo służbowego laptopa używałam wyłącznie do realizacji celów służbowych. A że akurat mam full arbeitu (tak, wiem, że to z różnych języków), to przyniosłam go do domu. I…
I zabrałam go do kuchni: ja zmywałam gary, on stał na szafce i zabawiał mnie filmem, a moja mama skwitowała ten widok wymownym spojrzeniem.
Następnie zabrałam go do łazienki, gdzie stał sobie na pralce i zabawiał mnie podczas sprzątania, co mama skwitowała pytaniem retorycznym: „A poza tym to wszystko w porządku?”
Gdyby wszystko było w porządku, to bym nie miała co sprzątać, nie?
Mój cybernetyczny przyjaciel był przy mnie non stop i dzięki temu zrozumiałam tego prokuratora, który ze swoim laptopem poszedł się kąpać. Nie rozumiem tylko, dlaczego teraz się tego wypiera i domaga przeprosin od gazety, która o tym napisała. Przecież to żaden wstyd związać się ze swoim laptopem, prawda?
Jednak - na wszelki wypadek - nie mówcie nic mojemu szefowi! ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa