wtorek, 4 listopada 2008

opowieść o tym, jak mi kumple taką piękną ripostę zepsuli ;-)


Czy ja już mówiłam, że mój szef tak mnie ostatnio wqrwia, jak jeszcze nigdy mnie nie wqrwiał? Mówiłam? No to wtedy to była prawda i dzisiaj też jest to prawda, i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jutro też to będzie prawda.
Gdyby mój wqrw na szefa wpływał na wyniki giełdy, to nieustająco utrzymywałby się trend wzrostowy, więc może szkoda, że nie...?
Jego widok natychmiast - automatycznie, absolutnie bez udziału świadomości - ściera uśmiech z mojej twarzy. A moja twarz bez uśmiechu to kiedyś był rzadki widok, więc pewnie nic dziwnego, że nawet szef nie może przejść obok czegoś takiego obojętnie. Szkoda tylko, że jedyne co mu wtedy do tego pustego łba przychodzi, to powiedzieć:
"Uśmiechnij się."
Czy ja muszę pisać, jak ten tekst na mnie działa...?
Jak płachta na byka.
No i w końcu nie wytrzymałam i odpowiedziałam:
"Przykro mi, ale jeszcze nie jestem tak do końca wytresowana i na tę komendę akurat nie reaguję..."
A wtedy moi podli kumple tak zaczęli rechotać i kwiczeć, i turlać się po podłodze, że nie dałam rady zachować powagi...

I jak to teraz wygląda?!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa