piątek, 13 listopada 2009

text o (prawie)miłości prawie napisany w nocy z niedzieli na poniedziałek ;-)


Nie śmierć rozdziela ludzi, lecz brak miłości.
Jim Morrison


Kiedy otworzyłam wczoraj/dzisiaj w nocy telewizor i zobaczyłam, że leci „Ucieczka gangstera” ze Stevem McQueenem w roli głównej, uświadomiłam sobie, że pisałam tutaj o różnych miłościach do aktorów, a nie wspomniałam, że od niepamiętnych czasów kocham Steve’a McQueena.
I to on był moją pierwszą miłością.
A fakt, że już od dawna nie żył, kiedy się w nim zakochałam, nie miał i nie ma żadnego znaczenia ;-)

Oglądałam – kolejny raz – „Ucieczkę gangstera” i zastanawiałam się, co takiego jest w McQueenie, że wciąż mi się podoba. I nadal tego nie wiem.
Wiem, że był człowiekiem odważnym, inteligentnym i z pasją, a takich nieodmiennie lubię, więc może nie ma w tym nic dziwnego. ALE nie mogę sobie przypomnieć, czy najpierw usłyszałam o nim i jego życiu, czy najpierw go zobaczyłam, a potem poszukałam o nim informacji.
Jakie to ma znaczenie?
Ano takie, że jeśli chodzi o wygląd, to w McQueenie podobają mi się bodaj tylko niebieskie oczy, więc ewidentnie to nie wygląd jest dla mnie najważniejszy przy wyborze obiektu do kochania ;-)

Tak...
Łatwo kochać ludzi, którzy są daleko.
Łatwo kochać zmarłych.
Tylko tych, którzy żyją obok nas, kochać trudno.
Bliscy mają jakieś szkodliwe nałogi, pasje, które zajmują im czas, wydatki, które nam wydają się bez sensu, albo bałaganią, bywają w złym humorze i nie chcą spełniać naszych oczekiwań...

Nałogi i wady nieobecnych nie mają znaczenia.

1 komentarz:

  1. W powietrzu krążą chyba jakieś dziwne fale, które powodują, że w określonym czasie i na określony temat człowiek pragnie zmaterializować w postaci słów swoje myśli. My widocznie mamy nastawione swoje "odbiorniki" na podobną częstotliwość, gdyż zauważyłam, że często nasze przemyślenia na dany temat zbiegają się w czasie. I tym razem było podobnie, tylko że jak zwykle byłaś szybsza :)
    Zadziwiające jest to, że chociaż ja w swoich rozważaniach wyszłam z zupełnie odmiennych założeń, to wniosek wyszedł ten sam.
    Obecni przy nas bliscy wciąż nam o swoich wadach przypominają - świadomie lub nie, a my je akcetujemy, tolerujemy lub nie. :)
    Natomiast jeśli kogoś przy nas nie ma, zapominamy o jego niedoskonałościach, a po dłuższym czasie wręcz idealizujemy, tworzymy wyobrażenie na swoje potrzeby, nie do końca już zgodne z prawdą. A to bywa niebezpieczne i może być przyczyną wielu rozczarowań oraz zawodów. Zwłaszcza dla tak ostatnimi czasy często występujących związków na odległość albo znajomości internetowych, które chce się przełożyć na znajomości realne.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa