niedziela, 4 stycznia 2015

tego się po sobie nie spodziewałam...

Regularnie podczytuję blog babki, której pisaninę cenię choć – nie polubiłybyśmy się.
Pani zdarza się od czasu do czasu wspomnieć o tym, jak to jej ukochany piesek pięknie pogonił koty i jak im pokazał, kto rządzi; co – uwaga – czasem miewa miejsce w domu tych kotów (i ich właścicieli).

Wtem… Informacja, że piesek został zaatakowany przez psa większego.
Masakra. Płacz. Zgrzytanie zębów.

A moja pierwsza myśl:
Ojejciu, to nie ma już zachwytów nad pieskiem pokazującym, kto tu rządzi?
Czemuż to, ach, czemuż
?


Zła aalaaskaa, zła aalaaskaa…

2 komentarze:

  1. Skoro właściciele tych kotów nadal chętnie goszczą tą Panią i jej pieska to ich problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, obawiam się, że prawdziwy problem mają koty...

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa