Składając bieliznę po upraniu, pociągnęłam za wystający fragment elastycznej nitki i odprułam tym sposobem fragment koronki od moich ulubionych bokserek (damskich, ofkors). Najpierw wkurzyłam się na jakość ich wykonania (a raczej brak jakości), a potem przystąpiłam do misternej reperacji, bo je lubię.
W tym momencie zatelefonowała kumpela i pierwszym pytaniem, które mi zadała, było: „Co robisz?” Odpowiedziałam: „Zszywam swoją garderobę”, a jednocześnie uświadomiłam sobie, że oto telefonuje moja kumpela, a ja używam uników, jakbym bała się powiedzieć szczerą prawdę. Jakbym bała się odsłonić. Jakbym bała się intymności. Pod wpływem tych myśli dodałam: „A mówiąc dokładniej, przyszywam koronkę do majtek.”
Kumpela z mojej odpowiedzi zrozumiała tylko tyle, że nie przeszkadza mi w niczym ważnym i spokojnie możemy porozmawiać. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że sensem mojej wypowiedzi była deklaracja przyjaźni.
Przypomniał mi się marcowy numer „Charakterów” i fragment rozmowy Doroty Krzemionki z Agnieszką Popiel pt. „Krótka kołderka psuje życie”. W odpowiedzi na pytanie „A jak popsuć sobie miłość?” pani Agnieszka odpowiedziała:
„Zacytuję pewną kobietę. Spytałam ją, po czym poznałaby, że mąż ją kocha? Po tygodniu wróciła i powiedziała: „To było niezłe pytanie. Doszłam do wniosku, że biedak nie ma szans, żeby udowodnić, że mnie kocha. Nawet gdybym poprosiła, żeby się dla mnie zabił, i zrobiłby to – uznałabym, że to dlatego, że jestem taka nieznośna i nie mógł już ze mną wytrzymać.”
Potem przypomniała mi się jeszcze rozmowa sprzed kilku dni, w której zostałam zapytana jak często myję samochód i czy robię to sama. W odpowiedzi najpierw zwizualizowałam eksia, który mył mój samochód, a potem szybko wymazałam z pamięci to wspomnienie (bo jest nieaktualne) i wróciłam do rozmowy, opowiadając o moim skrajnie abnegackim stosunku do czystości autka.
A teraz nie mogę przestać myśleć o tym, co dla mnie byłoby dowodem na czyjeś uczucia i czy zazwyczaj dobrze odczytuję intencje otoczenia. Robię też przegląd znajomych i zastanawiam się, które ich zachowania są przejawami uczuć - które są typowe i odruchowe, a które wyjątkowe i zarezerwowane dla nielicznych.
Zaraz dostanę na tym tle jakiejś obsesji ;-)
Bo to dziwne trochę. I skomplikowane. Weźmy chociażby ten samochód. Ja sama nie lubię myć swojego autka, ale fakt, że eks mył go za mnie, nie był dla mnie zastanawiający w chwili, kiedy miał miejsce. Ja po prostu założyłam, że on to lubi... :-) Nie wiem. Może tak było w istocie, a może to było wyznanie. Szczerze mówiąc, nie czuję nieodpartej potrzeby rozstrzygania tego teraz, bo to było, a nie jest, więc nie pisze się w rejestr. Czuję natomiast nieodpartą potrzebę zapamiętania tych rozterek, żeby w przyszłości takie wyznanie przynajmniej dostrzec (wzajemności nie mogę gwarantować).
A Ty po czym poznasz, że ktoś Cię kocha/lubi/szanuje?