Tekst neutera o... żeglarstwie – powiedzmy - przypomniał mi, że powiewy wiatru (okoliczności) można wykorzystać do udania się niemal w dowolnie wybranym kierunku.
Jeśli tylko nauczymy się operować żaglem. No i, oczywiście, jeśli nie mamy akurat do czynienia z mordewindem, bo jak biednemu wiatr w oczy, to nie ma mocnych ;-)
Najważniejsze to nie walczyć i nie stawać okoniem, tylko spokojnie czekać i wykorzystywać wszystkie sprzyjające powiewy (sytuacje), żeby bez przesadnego wysiłku dostać się do upatrzonego celu.
Czy piszę o czymś nowym/odkrywczym?
A skąd! To przecież stare dobre TAO.
Problem z radami taoistów jest taki, jak ze wszystkimi innymi poradami dotyczącymi osiągania celów – najpierw trzeba sobie znaleźć WŁASCIWY cel do osiągnięcia.
I tylko to jest naprawdę trudne, bo potem to już z górki ;-) Łatwizna ;-)
Jeśli ktoś nic o tao nie wie, a chciałby się dowiedzieć lekko łatwo i przyjemnie, to polecam naprawdę ciekawą książeczkę na ten temat, a mianowicie: „Tao Kubusia Puchatka” Benjamina Hoffa. Jest w niej interesujący przykład obrazujący zasadę Wu Wei, którą: „(...)można zrozumieć uderzając w korek pływający po wodzie. Im silniej w niego uderzasz, tym bardziej ustępuje, im bardziej ustępuje, tym silniej wyskakuje z powrotem. Bez wydatkowania własnej energii taki korek może łatwo cię zmęczyć.”
Mnie zmęczyły dzisiaj złośliwe przedmioty martwe i dwunożne złośliwe stwory, chociaż wcale nie próbowałam napierdalać w nie ani młotkiem, ani łopatą, ani niczym innym.
A może powinnam...?
Lao-tse, twórca taoizmu (tao było zawsze, ale to on je pierwszy zauważył ;-)), uważał, że świat jest nauczycielem, którego lekcje należy sobie przyswoić...
Dla mnie świat wysilał się dzisiaj na próżno. Nic nie zrozumiałam, choć bolało.
Lao-tse powiedziałby, że ból dowodzi, że stawiałam opór, że przeciwstawiałam się naturalnym prawom. Być może. Przede mną jeszcze długa droga do tao.
Idziecie ze mną?
"Mnie zmęczyły dzisiaj złośliwe przedmioty martwe i dwunożne złośliwe stwory, chociaż wcale nie próbowałam napierdalać w nie ani młotkiem, ani łopatą, ani niczym innym.
OdpowiedzUsuńA może powinnam...?"
"Tao" indiańskie (Leslie Marmon Silko - Ceremony):
Myślał o czasie, kiedy był mały i zabijał muchy w kuchni za pomocą gałązki wierzby; polowanie na nie było zabawne [...]
Joasiah wszedł do kuchni i zapytał Tayo co robi, a ten z dumą wskazał na stos martwych much leżących na kuchennej podłodze. Josiah spojrzał na nie i pokręcił głową.
Ale nasza nauczycielka powiedziała nam, że muchy są złe i roznoszą choroby.
No tak, nie chodziłem do szkoły więc nic o tym nie wiem, ale dawno temu, w mitycznych czasach matka wszystkich ludzi wpadła w gniew z powodu ich złego zachowania. Chciała skazać ich na śmierć głodową. Wszystkie zwierzęta i rośliny znikły i przestał padać deszcz. Wtedy zielona mucha przyszła do niej prosząc ją o łaskę dla ludzi. Od tego czasu ludzie byli wdzięczni za to co mucha dla nich uczyniła.
Wierzbowa gałązka wypadła Tayo z ręki. Spojrzał na nią. Leżała na podłodze obok jego stóp. Co teraz się stanie? zapytał zdławionym głosem.
Myślę, że wszystko będzie dobrze, powiedział Josiah, popychając martwe muchy czubkiem swego buta. Żadna z nich nie była zieloną muchą - to są tylko jej kuzyni. Ludzie popełniają błędy. Muchy o tym wiedzą. Dlatego zielone muchy pojawiły się jako pierwsze. By pomóc ludziom, którzy popełniają błędy. Uściskał chłopca mocno. Następnym razem, po prostu pamiętaj o tej historii."
Mam nadzieję, że dobroć dla zwierząt mamy załatwioną, a nad rzeczami martwymi sam jeszcze pracuję ;)
Pozdrawiam
Dziękuję za piękną historię. Tam:
OdpowiedzUsuńkliknij
na ten sam temat i też fajnie.
Niestety, ja jeszcze nie jestem DOBRA i owady, które bez zaproszenia wchodzą do mojego domu, a potem stawiają opór przed wyniesieniem na zewnątrz, eksterminuję bez litości. Zwłaszcza pająki.
Na swoją obronę (żeby zmniejszyć wymiar kary) dodam tylko, że nie zabijam niczego poza moją przestrzenią życiową.
Pewnie w przyszłym wcieleniu będę pająkiem...