Miałam zamiar w końcu dostosować się do stereotypu i być „kobieca” czyli:
mieć długie włosy
i
chodzić w butach na wysokich obcasach
(do chodzenia w spódniczkach jeszcze się nie posunęłam,
ale był taki pomysł)...
I kicha.
Najpierw zrezygnowałam z zapuszczania włosów.
O jeżu kolczasy! jakie to zapuszczanie wqrwiające!
Wróciłam do postrzępionego rozczochrańca (o ile można mówić o rozczochraniu przy włosach tej długości...) i git.
Aż tu nagle zobaczyłam jakieś zgrubienie na drugim palcu u stopy prawej.
Zwołane naprędce konsylium koleżeńskie orzekło, że to nagniotek.
Ale że co – zapytałam – że niby odcisk?
No i podobno tak.
Nie wiedziałam jak wyglądają odciski, to się dowiedziałam.
I jeszcze podano mi środki, którymi to trzeba smarować i odpadnie.
I że niby wszystkie kiedyś miały, bo to ciągłe noszenie butów na obcasach to...
Ale wy ciągle chodzicie w takich butach?! – przerwałam.
No, chodzimy – odparły.
A ja już nie będę!
Pożegnałam się ze swoją "kobiecością" i ubrałam Keeny.
I co ja niby teraz jestem?
Das madchen (z a umlaut)?
Chłopczyca?
OdpowiedzUsuńChociaż bardzo nie lubię tego określenia. Poza tym uważam, że wszystko jedno, jak będziesz ubrana. I tak jesteś kobieca:)) to przecież nie tylko kwestia ubioru.