Wpadłam dziś na kolejny pomysł racjonalizatorski, którego wdrożenie – IMO – usprawniłby i podniosło jakość naszego państwa.
Jak wszystkie GENIALNE (skromnie mówiąc) pomysły, ten też jest OCZYWISTY.
Zanim jednak przejdę do sedna, zapytam, czy zgadzacie się ze mną, że bardziej szanujemy to, za co zapłaciliśmy bezpośrednio, prosto z własnego portfela?
I większy wysiłek wkładamy w realizację zadań, których konsekwencją mogą być straty finansowe, prawda?
A więc jedyny sensowny sposób na przeprowadzanie wyborów (np. parlamentarnych czy prezydenckich), do których wyborcy podejdą poważnie, MUSI zakładać wprowadzenie opłat za możliwość oddania głosu.
I – żeby była jasność – nie chodzi o jakieś kwoty zaporowe, które do wyborów dopuściłyby tylko ludzi zamożnych, ale o opłatę w wysokości umiarkowanej (ale nie symbolicznej).
Pomyślcie o tym chwilę, a na pewno przyznacie mi rację.
serio, serio
ps
Pomysł objawił mi się podczas rozmowy z groover
Thx groover :-)