"4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" - ten tytuł warto zapamiętać.
To tytuł filmu, który rozłożył mnie na czynniki pierwsze.
Powoli, niemal niezauważalnie, przenikał przez wszystkie moje osłony i znienacka przywalił w najsłabszy punkt. A wycelował - trzeba mu to przyznać - idealnie.
Nie wiem, czy pozbieram się po tym ta sama...
Dobrze, że nie byłam idealna, bo byłoby trochę szkoda ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa