Moja kumpela namiętnie czytuje powieści Kinga, Cobena, Cooka i innych thrillerotwórców. Czasem, kiedy jestem w odpowiednim nastroju i nie żal mi zmarnować kilku godzin życia, coś od niej pożyczam. Ostatnio pożyczyłam „Desperację” Kinga. Najbardziej zachęciła mnie informacja, że ta opowieść jest INNA i tak okropna, że kumpela nie była w stanie doczytać jej do końca.
Wydaje mi się, że we wczesnej młodości [czytaj: dzieciństwie] przeczytałam i obejrzałam tyle horrorów, thrillerów i wszelkiej maści dreszczowców, że nic nie jest w stanie mnie przerazić - co najwyżej może mnie zbrzydzić. Chociaż, po książkach Smitha, o to też niełatwo.
Szczerze mówiąc, kiedy czytam tego typu opowieści, to zastanawiam się nad psychiką ich autorów. Dopuszczam możliwość, że są normalni, ale mam co do tego niejakie wątpliwości ;-)
Zastanawiam się również nad stanem ducha i umysłu osób, które to czytają – w tym nad stanem MOJEGO ducha i umysłu.
Po jaką cholerę czytam o policjancie psychopacie, który krwawi z wszystkich otworów ciała, a przed chwilą wyjął sobie z ust język i wyrzucił?
No nie wiem.
W każdym razie znalazłam w tej książce jedno zdanie, nad którym się zadumałam:
Zadumałam się nad odniesieniem tej metafory do real life. Wydaje mi się, że tak, właśnie TAK, postępujemy w naprawdę wielu sytuacjach. Nie chce nam się szukać tego, co zaspokoi nasze potrzeby i nie będzie wymagało rezygnacji z czegoś ważnego -> pocieszamy się, że coś takiego nie istnieje, że musimy wybierać mniejsze zło, iść na kompromisy
itede itepe
A co, jeśli wystarczy zrobić jeszcze jeden krok, wejść na jeszcze jedną górkę, pokonać jeszcze jeden las, żeby znaleźć CZYSTE ŹRÓDŁO?
Zabieram to pytanie ze sobą i wracam do swojej kałuży z „Desperacją”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytelniku!
Oddaję Ci kawałek mojej podłogi - możesz zatańczyć, ale raczej nie zrywaj parkietu [no chyba, że naprawdę MUSISZ] ;-)
aalaaskaa