Regularnie podczytuję blog babki, której pisaninę cenię choć – nie polubiłybyśmy się.
Pani zdarza się od czasu do czasu wspomnieć o tym, jak to jej ukochany piesek pięknie pogonił koty i jak im pokazał, kto rządzi; co – uwaga – czasem miewa miejsce w domu tych kotów (i ich właścicieli).
Wtem… Informacja, że piesek został zaatakowany przez psa większego.
Masakra. Płacz. Zgrzytanie zębów.
A moja pierwsza myśl:
Ojejciu, to nie ma już zachwytów nad pieskiem pokazującym, kto tu rządzi?
Czemuż to, ach, czemuż?
Zła aalaaskaa, zła aalaaskaa…